Zakładom w Gdyni i Szczecinie grozi upadłość. Minister Grad nie zdołał przekonać unijnych urzędników. - Zabrakło im dobrej woli - skarży się. Pracę może stracić kilka tysięcy osób
- Komisarz zaproponuje Komisji Europejskiej podjęcie negatywnej decyzji w sprawie dwóch polskich stoczni - uważa Asger Petersen z kancelarii Cleary Gottlieb Steen & Hamilton, były wysoki urzędnik KE, obecnie doradca polskiego rządu w sprawie planów dla stoczni: Szczecińskiej i Gdynia. Petersen był na spotkaniu Kroes z Gradem.
Polski minister nie krył rozczarowania. - Przy odrobinie dobrej woli ze strony pani komisarz mogłaby być decyzja pozytywna. Ale ja tej dobrej woli nie widzę - stwierdził.
Grad zarzucał urzędnikom brak obiektywizmu. - Nie wiem, czy nie powinna tych planów przeanalizować inna grupa - spekulował. Wystąpił do Komisji o przedstawienie wątpliwości na piśmie, bo - jak twierdzi - rozmowa z komisarz Kroes miała charakter ogólny.
Dariusz Adamski, szef „Solidarności” Stoczni Gdynia, jest załamany. - Teraz to już mogę tylko podziękować kolejnym rządom: od SLD, który renacjonalizował stocznie, przez PiS, który był impotentem decyzyjnym, po rząd PO - powiedział "Rzeczpospolitej".
Jednak według Grada polski rząd i inwestorzy zrobili, co mogli. Komisji nie podoba się, że Polska zapowiedziała dodatkową pomoc państwa dla ratowanych stoczni. To właśnie dlatego nie mógł być spełniony warunek, który mówi o 50-procentowym udziale własnym inwestora. Dobra wola komisarz Kroes, o którą apelował Grad, miałaby polegać na zastosowaniu przepisów, które umożliwiają w wyjątkowych przypadkach odejście od tego warunku.
– Obowiązkiem rządu było przygotowanie takiego programu, który Komisja przyjmie – mówi "Rzeczpospolitej" Roman Gałęzowski, szef „S” Stoczni Gdańsk. I dodaje: – To był zły plan. Pieniądze podatnika zostałyby wydane, przemysł okrętowy nadal nie byłby rentowny.
KOMENTARZE (0)
Do artykułu: Bez pomocy dla stoczni