W tym tygodniu zakłady będą walczyć o pieniądze na pensje. Państwo już nie chce dokładać.
8 kwietnia pensje powinni dostać stoczniowcy z Gdyni, 10 kwietnia - ze Stoczni Szczecińskiej Nowej. Od czasu przejęcia władzy przez PO obie stocznie otrzymywały co dwa miesiące po blisko 100 mln zł pożyczek z Agencji Rozwoju Przemysłu na wynagrodzenia i inne rachunki. Kolejne dwa miesiące mijają, a skarb nie pali się jednak do finansowania kolejnych stoczniowych wypłat - czytamy w dzienniku.
- Wynagrodzenie będzie wypłacone dzięki pieniądzom armatora za przekazania mu statku - zapewnia w "PB" Zbigniew Żmijewski, szef związku Stoczniowiec w SSN.
Spółka od miesięcy też stara się o uruchomienie rządowych poręczeń zaliczek armatorskich, aby rozwinąć produkcję statków i mieć pieniądze na wypłaty. Tymczasem Stocznia Gdynia znów liczy na Ramiego Ungara, izraelskiego armatora. - W kwietniu wypłaty będą terminowe. Nie ukrywam, że płynność finansowa stoczni zależeć będzie od wyników rozmów prowadzonych z firmą RCC (Ray Car Carries, należącą do Ramiego Ungara) - twierdzi w dzienniku Janusz Wikowski, rzecznik gdyńskiej stoczni.
Spółka chce bowiem skłonić armatora do renegocjowania kontraktów, by poprawić ich rentowność. Armator nie zamierza się na to zgodzić.
KOMENTARZE (0)
Do artykułu: Czy polskie stocznie dotrwają do prywatyzacji?