Stocznia Szczecińska Nowa dokonała cudu, tnąc straty z 1,5 mld zł do ok. 350 mln zł. Jednak szansa na wyjście z dołka została zaprzepaszczona.
— Mieliśmy porozumienie z jednym z armatorów o wygaszeniu podpisanych kontraktów, ale brakowało nam pieniędzy, by zapłacić uzgodnione kary — mówi jeden z przedstawicieli stoczni.
Z powodu braku pieniędzy stocznia nie wywiązała się z umowy z jednym z armatorów, na którym dostałaby po kieszeni „tylko” 30 mln USD. Nie wywiązała się z niego w terminie i teraz będzie kosztował ją dwa razy drożej.
— To dla nas duży problem, bo niepowodzenie w realizacji porozumienia z jednym armatorem utrudnia rozmowy z innymi kontrahentami — twierdzi jeden z przedstawicieli SSN.
Stocznia długo musiała czekać na skonwertowanie przez Agencję Rozwoju Przemysłu i Korporację Polskie Stocznie wierzytelności na akcje. Starała się też o blisko 60 mln zł kredytu, ale go nie dostała. Fatalnie na jej działania wpłynęły także wahania kursowe, bo kontrakty na statki są zawierane w dolarach i euro.
— Stocznia nadal rozmawia z armatorami. Podwyższenia kapitału czy innych działań pomocowych nie możemy przyspieszać, dopóki nie mamy zielonego światła z Komisji Europejskiej — tłumaczy Maciej Wewiór, rzecznik resortu skarbu.
KOMENTARZE (0)
Do artykułu: Dobijanie stoczni Szczecin