Unijna komisarz ds. konkurencji Neelie Kroes spacerowała w środę po Brukseli pod rękę z polskimi stoczniowcami. Ale nie zgodziła się na odroczenie - dziś, 26 czerwca do północy Komisja Europejska musi otrzymać ostateczny plan ratowania stoczni w Gdyni i Szczecinie.
Ministerstwo Skarbu Państwa zapewniało, że plany zostaną wysłane. I że zgodnie z wymogami Komisji przywrócą stoczniom rentowność, zredukują moce produkcyjne i zagwarantują prywatne inwestycje.
Optymizmu ministra skarbu Aleksandra Grada nie podzielają jednak związkowcy i dlatego ok. 300 z nich demonstrowało wczoraj przed siedzibą Komisji Europejskiej. "Nie odbierajcie nam miejsc pracy", "To, co Moskwa nie zdążyła, Bruksela dokończy" - głosiły ich transparenty.
Związkowcy namawiali Komisję, żeby dała Polsce więcej czasu na ratowanie stoczni. Delegację związkowców przyjęła komisarz ds. konkurencji Neelie Kroes, a na koniec spotkania nawet wyszła z jednym ze związkowców pod rękę. - Pani komisarz jest z nami i nie pozwoli nas skrzywdzić - krzyczał przez megafon Dariusz Adamski, działacz "Solidarności".
Jednak stanowisko Komisji się nie zmieniło. - To i tak są już doliczone minuty gry - mówiła Kroes. Przypomniała, że od czterech lat KE prosi kolejne polskie rządy o uzasadnienie pomocy publicznej.
Protest był spokojny, ale nie obyło się bez incydentu. W pewnym momencie związkowcy podzielili się na dwie grupy. Gdy ci z Gdyni i Szczecina spokojnie demonstrowali, ci z Gdańska zablokowali drzwi do siedziby Komisji. Konieczna była interwencja policyjnego negocjatora. Gdańscy wściekli się, bo ich przedstawiciela nie było w delegacji, która spotkała się z Kroes.
Kiedy związkowcy demonstrowali w Brukseli, w Polsce trwał festiwal wzajemnych oskarżeń o to, kto bardziej zaszkodził polskim stoczniom. Pierwszy do ataku ruszył PiS. - Wszystko wskazuje na to, że stocznie znalazły się w bardzo kryzysowej sytuacji z winy obecnego rządu, z winy Donalda Tuska - mówił prezes Jarosław Kaczyński.
Chwilę później szef Klubu Parlamentarnego PO Zbigniew Chlebowski w ostrych słowach wypomniał PIS, że to za jego rządów kłopoty stoczni stały się katastrofalne. I zapowiedział, że działania rządu skontroluje Najwyższa Izba Kontroli. - Już dzisiaj mamy wiele zarzutów. I jeśli one potwierdzą się w raporcie NIK, to były minister skarbu Wojciech Jasiński będzie pierwszym, który stanie przed Trybunałem Stanu - zagroził. - Szkoda, że prezes Kaczyński zapomniał wspomnieć, że to on sam nie dotrzymał pierwszego wyznaczonego przez Komisję terminu prywatyzacji stoczni. A miało się to stać w czerwcu 2007 r. - wtórował mu Maciej Wewiór, rzecznik Ministerstwa Skarbu.
PO przyznaje, że sytuacja jest krytyczna, ale przekonuje, że plany restrukturyzacji i prywatyzacji, które dziś trafią do Brukseli, uratują sytuację. - Nie czas na plan B - zapewniał "Gazetę" Tadeusz Aziewicz, poseł PO, szef sejmowej komisji skarbu.
Co takiego Komisja znajdzie w dokumentach, które dziś do niej trafią? Najwięcej wiadomo o planach, jakie potencjalni inwestorzy mają wobec Stoczni Szczecińskiej. Zarówno Mostostal Chojnice, jak i norweski Ulstein Verft zapewniają, że spełnią wyśrubowane wymogi Komisji.
Mostostal chce produkować prócz statków także wielkogabarytowe, stalowe elementy konstrukcyjne. Z kolei Norwegowie chcą ulokować w Szczecinie budowę specjalistycznych jednostek do obsługi platform wiertniczych. Tydzień temu przedstawiciele Ulstein Verft byli w Brukseli, gdzie z unijnymi urzędnikami konsultowali swoje pomysły.
Inwestorem dla Stoczni Gdynia ma być z kolei ukraińska spółka ISD, ta sama, która jest właścicielem sprywatyzowanej w 2007 r. Stoczni Gdańsk. Ta stocznia też ma kłopoty. Okazało się, że nie ma podpisanego i uzgodnionego z Komisją planu restrukturyzacji. Bez tego KE może zażądać od Gdańska zwrotu pomocy publicznej szacowanej na 700 mln zł.
KOMENTARZE (0)
Do artykułu: Dzień prawdy dla stoczni