Pozbycie się bankrutujących zakładów to niełatwe zadanie. Na świecie wystawionych obecnie na sprzedaż jest wiele „zdrowych” stoczni.
W przypadku stoczni ma być inaczej. Resort skarbu już mówi o partycypacji w zyskach Stoczni Gdynia, jeśli będą wyższe od szacowanych.
Korporacja Polskie Stocznie (KPS), która prywatyzuje Stocznię Szczecińską Nowa (SSN), także zapewnia, że zadba o państwowy interes.
— Stocznia jest położona na 60 ha gruntów, na przedłużeniu szczecińskich Wałów Chrobrego. To atrakcyjny teren, ale w umowie prywatyzacyjnej będzie zawarta klauzula, że po sprzedaży stoczni na jej obszarze będzie utrzymana produkcja statków. Uzgodniliśmy też, że jeśli straty z nierentownych kontraktów będą niższe niż obecnie szacowane, to skorzysta na tym również skarb państwa — twierdzi Mirosław Filip, prezes KPS.
Skarb ma partycypować w pokryciu strat z nierentownych umów, a im będą niższe, tym mniej będzie musiał przeznaczyć na ich pokrycie - wyjaśnia "Puls Biznesu".
Rozmowy z inwestorami są trudne, bo obecnie na świecie tanio sprzedawanych jest wiele „zdrowych” stoczni.
— Niedawno Aker sprzedał dwie stocznie w Niemczech i jedną na Krymie. Można oszacować, że stocznie niemieckie, mające zdrowy bilans, zostały sprzedane za czterokrotność kapitałów własnych sięgających 70 mln EUR. Sam Aker także ma być sprzedany. 48 proc. jego akcji wyceniono na 480 mln EUR, co oznacza, że wartość tego dużego, międzynarodowego koncernu sięga około 1 mld EUR. Jeśli więc u nas inwestorzy chcą wydać na przykład 300 mln zł, nie mówmy, że jest to mało — kupują stocznie, nad którymi wisi groźba zwrotu pomocy publicznej, a sprzedawane na świecie firmy nie są obarczone takim ryzykiem — podkreśla Mirosław Filip.
KOMENTARZE (0)
Do artykułu: Inwestycje w polskie stocznie na tle świata nie są tanie