Konstrukcje stalowe: jak przetrwać trudny okres?

Konstrukcje stalowe: jak przetrwać trudny okres?
Fot. Adobe Stock. Data dodania: 20 września 2022

W pierwszym półroczu ub.r. zarówno wielkość produkcji jak i rentowność netto branży konstrukcji stalowych byty lepsze niż w analogicznym okresie 2011 roku, który dla naszych firm byt rokiem dobrym, jeśli nie wręcz bardzo dobrym - produkcja konstrukcji stalowych wyniosła wówczas 1,350 mln ton. Niestety, od czerwca koniunktura wcałym polskim sektorze budowlanym, a w konsekwencji i w branży konstrukcji stalowych zaczęta się pogarszać.

Sytuacja była przy tym niezwykle niestabilna. W związku z tym, jeszcze na początku października wyniki minionego roku prognozowaliśmy lepsze niż okazały się w rzeczywistości - produkcja konstrukcji stalowych spadła w nim, według wstępnych szacunków, o ok. 10%, do 1,2 mln ton. Kiepska sytuacja z drugiego półrocza ub.r. trwa w najlepsze w pierwszym półroczu tego roku. Na problemy wynikające z ogólnej dekoniunktury nałożyły się bowiem dodatkowe. M.in. przeregulowanie naszego systemu bankowego z oczywistymi, negatywnymi skutkami dla firm, anormalnie długa zima, osłabienie inwestycji infrastrukturalnych w związku z niemal wyczerpaniem się środków na ten cel z kończącej się perspektywy finansowej UE (2007-2013).

Niejednoznaczne są prognozy dla branży konstrukcji stalowych na rok 2013. Dzieje się tak za sprawą braku wielu danych oraz niejednoznaczności tych, które są dostępne. Główne niewiadome to: zachowania banków, skala eksportu konstrukcji stalowych, inwestycje w energetyce, kolejnictwie, gazownictwie, gospodarce wodnej, infrastrukturze drogowej, system wsparcia inwestycji budowlanych zadeklarowany przez Premiera ("Inwestycje Polskie S.A."). Jedni twierdzą, że najgorsze minie z końcem I półrocza br. Ponoć w statystykach pojawiły się pewne dane uzasadniające taki pogląd. Inni z kolei analitycy twierdzą, iż sytuacja w sektorze budowlanym zacznie się poprawiać w drugim półroczu 2014 r., a jeszcze inni, że dopiero w 2015 roku. Nie ma także zgody wśród analityków co do definicji obecnej sytuacji - jedni nazywają ją "kryzysem", inni zaś tylko "dekoniunkturą".

Warto o tym rozmawiać, dyskutować. Stąd kolejną dyskusję redakcyjną, zorganizowaną przez Izbę, postanowiliśmy poświęcić problemom z jakimi obecnie boryka się branża konstrukcji stalowych, pod tytułem "Jak przetrwać trudny okres?". Do dyskusji zaprosiliśmy:

- Konrada Ciecierę - Dyrektora Biura Sprzedaży Konstrukcji Stalowych Polimex-Mostostal w Siedlcach,

- Marcina Garusa - Dyrektora Oddziału Stoczni Gdańskiej S.A., Mostostal Chojnice, -Zbigniewa Miodowskiego - Prezesa ZinkPower Wielkopolska Sp. zo.o.,

- Stanisława Srokę - Dyrektora Naczelnego, Prezesa Zarządu PPH Transystem S.A., -Tadeusza Szymańskiego - Szefa Dyrekcji Przemysłu i Energetyki Mostostalu Warszawa S.A.,

-Janusza Zaleskiego - Wiceprezesa ds. Zarządzania Polskiego Stowarzyszenia Menedżerów Budownictwa, Europejskiego Eksperta Budowlanego, -Janusza Zbroję - Dyrektora ds. Handlowych Mostostalu Kraków S.A.

Stronę redakcyjną reprezentowali: Mirosław Tabaczkiewicz - Dyrektor Biura Izby oraz Józef Kępka - Redaktor Naczelny "Konstrukcji Stalowych". Dyskusję prowadził - Zygmunt Jazukiewicz.

- Jak Panowie oceniacie obecną sytuację w branży oraz przyczyny, które doprowadziły do jej powstania?

- M. Garus: - Podzieliłbym te przyczyny na wewnętrzne i zewnętrzne. Do zewnętrznych należy gwałtowne i nieprzewidywalne załamanie rynku ogólnobudowlanego w 2009 r., na którym funkcjonujemy. Przyczyną wewnątrz branży jest to, że moce produkcyjne zwiększyły się w ciągu ostatnich lat o 50-60%. Odniosę się do tego, co działo się w 2007-2008 r.: większość firm inwestowała w zwiększenie wydajności, ale była też grupa firm inwestujących w rozbudowę mocy. Są dziesiątki przykładów, że wybudowano nowe hale produkcyjne. Skończyło się tak, że firmy miały dodatkowe duże moce produkcyjne, a rynek "siadał". To są moim zdaniem dwie podstawowe przyczyny dzisiejszych kłopotów.

- J. Zbroja: - Zapowiadano kolosalne inwestycje w energetyce, np. Opole czy Turów, chłonące duże ilości konstrukcji stalowych. Tego typu realizacje, duże, skomplikowane, wymagające specjalnego przygotowania, nie zostały jeszcze podjęte lub zostały wstrzymane. To jest rynek dużych firm. Jeśli chodzi o moce produkcyjne to nie tylko same firmy o tym decydowały; było dążenie w dużych grupach właścicielskich, by zwiększać obroty, przychody, podejmować inwestycje własne. Był nazbyt optymistyczny okres przed Euro 2012. Ucierpiał również rynek tych drobniejszych firm. Pakiet realizacji szczelnie się wypełnił. Trudno dziś o kontrakty; szukamy ich za granicą, szukamy na innych rynkach, gdzie być może sytuacja już się poprawia i nasz poziom cen oraz standard organizacji i nasze referencje są atrakcyjne.

- Zbigniew Miodowski: - Ja reprezentuję szczególną specjalność, cynkownie, gdzie widać jak w soczewce rozwój sytuacji. Rok 2012 r. uważam za dobry, a więc teza, że wszystko jest w złej kondycji jest nieprawdą. Duże organizacje nie dały sobie rady, ponieważ słabo aplikowały i miały za niskie marże. Nie zakumulowały odpowiedniej ilości środków na moment, kiedy spadła liczba zleceń. Zachowanie płynności jest fundamentem dobrego zarządzania.

- S. Sroka: - Negatywny skutek dużych inwestycji jest taki, że względnie duże organizacje, które byłyby zdolne konkurować w Polsce czy za granicą po prostu opadły z sił. Branża się rozdrobniła. Jako kraj nie wykorzystaliśmy środków unijnych do wzmocnienia branży, dużych i mocnych finansowo organizacji przemysłowych, a oddaliśmy rynek silniejszym. Nasze firmy nie są ciągle tak silne jak zagraniczne, które znakomicie się poruszają na dużych kontraktach. Inne kraje to potrafiły, np. Hiszpania czy Portugalia. Moim zdaniem tam zostały mądrzej zagospodarowane te duże pieniądze unijne.

- Jednak największa wytwórnia konstrukcji stalowych w Europie jest właśnie w Polsce. Statystyki za 2012 r. podają wzrost produkcji branży wartościowo o 5%, eksportu - o 20%. Dane nie wskazują więc na katastrofę. Menedżerowie ciągle powtarzają, że jest źle, a w ciągu 17 lat branża zwiększyła produkcję trzykrotnie.

- J. Zaleski: - Wszyscy panowie jesteście menadżerami i wiecie, że tak poważne decyzje jak rozbudowa przedsiębiorstwa wymaga działań wyprzedzających, analizy ekonomicznej rynku, perspektyw koniunktury itd. W sytuacji słabnięcia rynku nie można liczyć na rozwój i budowę dużych firm. Mówię to z pozycji menedżera o 40-letnim doświadczeniu. Dlatego argument o nadmiernej rozbudowie potencjału, że oto rozbudowano wytwórnie, powstała nadmierna konkurencja, może i cenowa, też nie jest dla mnie wytłumaczeniem, raczej słuszne wydaje mi się spostrzeżenie o zbyt niskich marżach w branży.

- M. Garus: - Co do przewidywań mogę podać dobry przykład: na początku 2008 r. współpracowaliśmy z dwiema firmami ze Skandynawii, każda z nich mówi, że jest największa na świecie w swoim segmencie produkcji. Pytamy wiosną2008 r., jak widzą rynek, jak przewidują. Odpowiadają, że świetnie, że już podpisują umowy na znaczne ilości, nadchodzi jesień 2008 r. i obaj klienci są przerażeni: nie ma zleceń, podpisane projekty są wycofywane, bo kryzys światowy. W ciągu pół roku z krańcowego optymizmu przerzucili się w krańcowy pesymizm. Z rocznej produkcji 300 maszyn przed kryzysem zrobiło się 90 sztuk rocznie. Dla porównania - w 2013 roku przewidujemy osiągnąć poziom 150 sztuk. Jak więc analitycy mogli przewidzieć zachowanie rynku, skoro nawet klienci, którzy siedzą w tej branży od wielu lat, nie trafili?

- W Polsce mamy 8-9 tys. wytwórni konstrukcji stalowych, z tego 1750 robi 85% produkcji. To, że w jednej firmie coś się dzieje nie jest miarodajne, na podstawie jednostkowych przypadków nie można wyrokować o sytuacji w branży. Są np. firmy, które upadają nawet wtedy, kiedy na rynku kipi.

- J. Zbroja: - Trzeba mieć na względzie, w którym miejscu w procesie realizacji budowy jesteśmy jako branża. Raczej rzadko sami od klienta pozyskujemy kontrakty. Oczywiście takie sytuacje są (zresztą są to chyba najlepsze i najsprawniej przebiegające kontrakty). Ale na ogół pozyskujemy zlecenia od generalnych wykonawców, a w efekcie mocnej konkurencji schodzimy z marżą. Potem się okazuje, że jeżeli jeden z klientów się wycofa, bądź przesuwają się terminy realizacji, powstają poważne kłopoty. Utrzymanie się na rynkach w takich sytuacjach wymaga bardzo mądrego i ostrożnego działania.

- K. Cieciera: - Jest naturalne, że wobec przewidywanych projektów energetycznych oraz Euro 2012 w latach 2007-2009 inwestowano w majątek produkcyjny. Załamanie rynku po roku 2009 ostudziło optymizm firm przedsiębiorczych, ograniczając podaż ich usług do projektów niskomarżowych lub nieopłacalnych realizowanych tylko w celu częściowego pokrycia kosztów stałych. W obecnej sytuacji niektórzy sobie radzą wchodząc w nisze produkcyjne, w drobne i trudne konstrukcje, elementy maszyn dla automatyki i zaawansowanych technologii, ogrodzenia, nadzieją jest energetyka wiatrowa i produkcja poszczególnych podzespołów dla tego sektora. Jeżeli ktoś wśród dużych producentów konstrukcji stalowych nie przewidział, że na rynku pojawią się firmy nie obciążone majątkiem, potrafiące łatwo redukować koszty, zatrudniać ludzi dorywczo, mógł przegrać, bo z takimi nie sposób konkurować. Jeżeli mówimy o nadwyżkach produkcyjnych w branży, to nie można tu mówić o zaskoczeniu bo każdy chciał przygotować się na spodziewamy boom projektów. Sprawę opłacalności dodatkowo utrudnili dostawcy surowców, stali czarnej, zbrojeniowej, półfabrykatów, farb. Wystarczy zauważyć, jak duże były "piki" sprzedaży materiałów hutniczych

- J. Zbroja: - Nasza firma posiada prawie dwukrotnie większy pakiet zamówień obecnie niż w latach wysokiej koniunktury 2007-2008. To wynika z podejścia zarządu przewidującego trudne czasy i pozyskania odpowiednich kontraktów, które pozwalają na spokojniejsze spojrzenie w przyszłość i przejście przez ten czy poprzedni rok.

- K. Cieciera: - Zawsze korzystano z jakichś nisz, możliwości eksportowych. Tam szukano powodzenia w trudnych momentach. W latach 80-tych silny był rynek niemiecki, w końcu lat 90-tych - skandynawski. Dużo projektów było związanych z ochroną środowiska - spalarnie odpadów, oczyszczalnie spalin, bioga-zownie, elektrownie na biomasę - to wszystko na obszarze Europy Zachodniej i Północnej. Obecnie wciąż prężnie działa sektor off-shore, ale już musimy szukać dalszych rynków, gdzie nie ma takiego nasycenia. Aby się znaleźć na drugiej części globu, w krajach, gdzie dopiero powstaje infrastruktura energetyczna, należy współpracować z partnerem, który już tam działa, realizuje duże projekty, gdyż sami nie jesteśmy w stanie walczyć samodzielnie na lokalnych rynkach. Współcześnie tworzy się konsorcja jont-venture z tymi, którzy stale dostarczają na dalekie rynki transportem morskim gotowe elementy i obiekty dla energetyki konwencjonalnej, jak i "zielonej" - przyjaznej środowisku. To atrakcyjny pomysł, by się przyłączyć i próbować razem działać.

- Czy uważacie Panowie, że można mówić o jakimś optymalnym modelu zarządzania, specyficznym dla branży konstrukcji stalowych, który ukształtował się w tych zmiennych, trudnych warunkach? Jeżeli taki model, zespół praktyk istnieje, należałoby go upowszechnić, uczyć menedżerów.

- J. Zaleski: - Przede wszystkim trzeba powiedzieć, że nasze politechniki, z którymi mam kontakt od lat, kształcą inżynierów na bardzo wysokim poziomie. Często jednak ci absolwenci nie mają zielonego pojęcia o zarządzaniu. Widać to nawet po programie studiów inżynierii lądowej. Dlatego realizując wspólnie z Wydziałem Inżynierii Lądowej PW program LdV, powołaliśmy Polskie Stowarzyszenie Menedżerów Budownictwa, zadaniem którego jest edukacja kadr inżynierskich w zakresie zarządzania. Służą temu studia podyplomowe, których program akredytujemy. Ten program bardzo często otwiera nawet doświadczonym inżynierom oczy na wiele problemów zarządzania. To trzeba rozwijać, bo rozwój budownictwa i zmiany rynkowe postępuj ą tak szybko, że ten program musi być stale weryfikowany. Myślę, że w porozumieniu z Wydziałem Inżynierii Lądowej i Izbą, bylibyśmy w stanie uruchomić studia podyplomowe dla przedsiębiorstw będących członkami Izby z zakresu wiedzy o zarządzaniu z uwzględnieniem specyfiki przedsiębiorstw z branży konstrukcji stalowych.

- Z. Miodowski: - Niepotrzebnie komplikujemy tę sprawę; kadra, szkolenie, to oczywiście są rzeczy ważne, ale co szkodzi złożyć ofertę, wynikającą z posiadanych kosztów i oczekiwanej marży. Niestety często tak jest, że nie mamy umiejętności składania oferty, która przyniesie oczekiwany profit, albo po prostu obawiamy się, że jak ustawimy zbyt wysoko cenę, to nie otrzymamy kontraktu. Często mamy tonaż, mamy portfel zamówień, mamy wolumeny, ale nie potrafimy na tym zarobić. Niestety, kluczem jest bojaźń i nieumiejętność kwotowania. Jesteśmy jako kraj drugim producentem konstrukcji w Europie. Mają przed nami respekt. Ale niepotrzebnie boi my się rynku, nie umiemy dobrze przedstawić oferty. Budzi zdziwienie, że w budownictwie ogólnym firmy potrafią przejść z kilkuprocentowego zysku na wielomilionowe straty.

- S. Sroka: - Nie przesadzajmy, cała branża to nie są ludzie naiwni. W 2010 r. średnia cena, za jaką zlecano projekty w zamówieniach publicznych wynosiła 70% budżetu. Trzeba się przyjrzeć systemowi, który w pewien sposób nakłania do takich redukcji. Nie zwraca się uwagi na inne rzeczy niż kryterium najniższej ceny.

- Na kontraktach drogowych to są jednak mity, bo się okazuje, że ta "najniższa cena" wcale nie jest niższa, a wychodzi czasem wyższa niż w Niemczech. Wracając do kadr: statystyka mówi, że w każdej grupie zawodowej jest jakiś odsetek ludzi nieudolnych. Jeżeli jest ich więcej, niżby to wynikało z rachunku prawdopodobieństwa, mówimy o kryzysie. Spotykam się często z opinią, że w niektórych sektorach gospodarki mamy do czynienia z takim kryzysem kadrowym. W Wielkiej Brytanii, stwierdzając kiedyś podobną sytuację w sektorze budowlanym, zrobiono gruntowną zmianę systemu kwalifikacji i kształcenia.

- K. Cieciera: - Jeżeli 6-7 lat temu sytuacja była bardzo dobra, nie mówiono o kryzysie menedżmentu. Trudno oceniać, że ludzie od tego czasu tak bardzo się zmienili. Nie było wymiany nawet jednego pokolenia, a przecież ci sami menedżerowie wtedy odnosili duże sukcesy w sektorze budowlanym i osiągali wysoki procent zysku.

- M. Garus: - Moja generalna uwaga: proszę zauważyć, że tu nie mamy reprezentatywnej próby firm; nie ma wśród nas reprezentanta żadnej małej firmy. Punkt widzenia małej i średniej firmy może się bardzo różnić od naszego. Mali wytwórcy z pewnością mówiliby o czymś innym.

- K. Cieciera: - Menedżerów małych i średnich firm jest wielokrotnie więcej. Gdybyśmy mieli mówić o ludziach, którzy zajmują się produkcją, a nie o mocach, to my stanowimy być może promil a nie procent. Obraz menedżmentu branży może być zupełnie inny, niż ten, który chcemy tu zarysować. Mówimy o złym skalkulowaniu ceny, ale często bierze się to stąd, że my jako inżynierowie mamy za partnerów w negocjacjach ludzi, którzy nie znają technicznej strony projektu i powszechnie rozumianej sztuki budowlanej, są finansistami. Ich nie interesuje realność jakiejś ceny, treść i specyfikacja projektu. Ich interesuje tylko cena jednostkowa.

- T. Szymański: - W tej naszej branży stalowej bywa różnie; rzeczywiście wiele zależy od zarządzania, wiele też zależy od tego na jakim rynku działa wytwórca. Czy jest związany z jakimś jednym generalnym wykonawcą, czy umie się poruszać samodzielnie, czy umie się znaleźć za granicą, czy tylko w Polsce. Właściwie każdy jest inny. Teraz jest czas trudny dla większych wytwórni, bo duże projekty przesunęły się. Wszyscy oczekiwaliśmy, że ruszą kontrakty energetyczne w Turowie czy w Opolu, była mowa o budowie Jaworzna, Rybnika, Kędzierzyna-Koźla. Nie wiadomo, jak długie będzie to przesunięcie. Firmy, które czekają na te kontrakty muszą się już zainteresować innymi realizacjami. Kto daje sobie radę za granicą, zwiększa swoje szanse. Z naszej grupy np. Mostostal Puławy radzi sobie współpracując ze Skandynawią. Ale trzeba wielu lat, by dobrze rozpoznać takie rynki, nawiązać kontakty, nauczyć młodych ludzi działania. Nikt bez rozpoznania nie ma szans.

- W najlepszym okresie ponad 600 tys. ton konstrukcji produkowano na rynek wewnętrzny, 700 tys. - na eksport. Były takie lata, kiedy eksportowano 2/3 konstrukcji.

- J. Zbroja: - Tu dotknięto ważnego tematu: ukierunkowanie się firm na poszczególnych klientów, nawet na rynku wewnętrznym. Niektóre firmy bardzo są dobrze postrzegane w konkretnych segmentach przemysłu np. w branży cementowej. Jak widzimy, ta branża trochę siadła. Wcześniej były takie ożywienia inwestycyjne w chemii, hutnictwie. Trzeba więc umieć się przestawić, mimo wykształconych dobrych kontaktów z jakimś typem klienta. Firmy duże, realizujące poważne zadania są zobligowane do działań generujących jednak znaczne koszty: muszą posiadać działy przygotowania produkcji, kontroli jakości, zarządzania jakością, laboratoria itd. Przy małych zleceniach często nie jest to niezbędne, to wszystko nie jest potrzebne, dlatego małe firmy mogą tak obniżać ceny. Długoletnia i trwała współpraca z klientem zobowiązuje bardziej. Jeżeli współpracuję z klientem wiel e lat, ma on większe zaufanie do firmy i odwrotnie, łatwiej też się wtedy porozumieć.

- T. Szymański: - Można powiedzieć, że dziś jest i lepiej i gorzej pod pewnymi względami. Do tego "gorzej" mogę dodać kłopoty finansowe dużych firm budowlanych. Najczęściej dostajemy zlecenia od generalnych wykonawców. Jak spojrzymy na największych, których marki wszyscy doskonale znamy, to każda z nich ma kłopoty finansowe i zaczyna się problem płatności. Drugi kłopot to kredyt; rzadko kto może dziś liczyć na dostanie kredytu. Stare linie kredytowe wygasają, na nowe trudno liczyć. Zatrzymanie zapłaty na kilka miesięcy powoduje problem. Nie można kupić stali, bo nie ma gotówki, następuje przerwa w produkcji 1-2 miesięce.

- Z. Miodowski: - No ale mamy nową perspektywę budżetową Unii Europejskiej 2014-2020. Część z tych pieniędzy zostanie przeznaczona na inwestycje energetyczne i kolejowe. Będzie góra stali do przerobienia, pytanie ile na tym zarobimy. W przesyle energetycznym jest 400 tys. ton, na kolei codziennie są rozstrzygane przetargi. Będzie co robić, pytanie jak na tym zarobić. Padło tu rozróżnienie duży - mały wytwórca. Wiele małych firm zostało założonych przez menadżerów, którzy odeszli z dużych, potem rozwinęli własną działalność, czasem na dużą skalę. Nauczyli się dobrych praktyk w dużych organizacjach, tam nabrali doświadczenia.

- Na ile nowoczesne praktyki organizacyjne są rzeczywiście powszechne w polskich firmach, np. just in time?

- K. Cieciera: - Ponieważ my, jako firmy produkujące konstrukcję stalową i współpracujące przy dużych projektach jesteśmy jednym z ogniw w łańcuchu dostaw w projektach generalnego wykonawstwa, musimy wejść do robót w dokładnie określonym momencie, na czas, terminy muszą być starannie dograne i przestrzegane. To jest stała praktyka. Żadna huta dziś nie pójdzie tak na rękę, by miała na składzie wcześniej przygotowaną stal. W wytwórniach nikt nie produkuje dziś na zapas, nie ma produkcji "na magazyn", dokumentację techniczną otrzymuje się w ostatniej chwili, więc liczy się szybka reakcja i sprawne współdziałanie a terminy są zwykle krytyczne. To jest normalna sytuacja.

- J. Zbroja: - Czasem wszystko działa właściwie, przygotowanie oferty jest dobre, potem pojawiają się sytuacje wymagające od nas optymalizacji kosztów, zamówień, wytworzenia i dowozu w odpowiednim dniu konstrukcji na budowę, czyli wielu starań, a tymczasem nasz generalny wykonawca może powiedzieć, że coś się obsunęło i następuje przesunięcie realizacji lub wręcz zatrzymanie. Nie zawsze możemy sobie zabezpieczyć w kontraktach z generalnymi wykonawcami, że nam w takich sytuacjach za wszystko zapłacą. Często też na etapie ofertowania nie otrzymujmy całej prawdy o kontrakcie, okazuje się, że zamiast 5 tys. ton, zostaje 4 tys., a my ponosimy koszty stałe. Często jesteśmy narażeni na takie niespodzianki, ponosimy duże ryzyko.

- S. Sroka: - Będę sie upierał, że formuł a przetargowa jest u nas ułomna. Świadczy o tym choćby fakt, że prezes GDDKiA ma w sądzie sporne sprawy na 90 mld zł. Przecież tych pieniędzy brakuje na rynku, koszty zostały poniesione. Widać też błędy w projektowaniu; przy dużych projektach często autorom brakuje kompetencji. Skutki są opłakane.

- J. Zaleski: - 80% powodzenia inwestycji to jej przygotowanie. U nas inwestycje są źle przygotowywane. Polskie Prawo zamówień publicznych nie jest złe. Zrobiłiśmy fełysz z tej najniższej ceny. Gdyby te inwestycje były dobrze przygotowane to najniższa cena nie miałaby takiego znaczenia. Poza tym jest sprawa prekwalifikacji i doboru firm, które daną inwestycję mogą realizować. W Austrii np. jest system zamówień, ale jest też prowadzona lista wiarygodnych firm. W Belgii każda firma ubiegająca się o zamówienia publiczne musi posiadać certyfikat. Takich przykładów mogę podać dużo. U nas, a mieliśmy tego przykłady, do przetargów dopuszczane są firmy z całego świata, nie mające z Polsce zaplecza, bazy materiałowej, wygrywające przetarg najniższą ceną i szukające później podwykonawstwa. I tu zaczyna się problem płatności. Ustawa o gwarancji zapłaty za roboty budowlane, w tworzeniu której uczestniczyłem, w zamówieniach publicznych straciła rację bytu. Finansowanie się długiem stało się nawykiem, bo uzyskanie kredytu jest coraz trudniejsze, na wsparcie banków nie ma co liczyć. Opozycja szykuje nowe Prawo zamówień publicznych, ale już dziś można przewidywać efekty kształtowania tego prawa przez polityków, których wiedza o praktyce funkcjonowania zamówień publicznych jest znikoma. Państwowy inwestor zawsze będzie zabiegał o to, by budować jak najtaniej. Ale mogę podać dziesiątki przykładów, że inwestor proponuje jakąś cenę, a przychodzi firma budowlana z doświadczeniem, znana na rynku i proponuje 60% ceny inwestora, czy to jest realne? Firma wchodzi w samobójczy kontrakt po to, by pozyskać następny kredyt.

- Z. Miodowski: - Gdyby wszyscy nie wchodzili, to ta cena inaczej by się kształtowała.

- J. Zaleski: - Ale gdyby zamiast 25 firm wchodziło pięć, spełniających określone kryteria, to mielibyśmy sprawę znacznie prostszą. Kto jest głównym dysponentem środków pomocowych Unii Europejskiej, kto powinien określać zasady na jakich te środki powinny być wydatkowane.

Moim zdaniem Ministerstwo Rozwoju Regionalnego a nie GDDKiA powinno określić klauzule generalne jako obligatoryjne warunki umowy o roboty budowlane. Klauzule te powinny ustalić np. waloryzację cen materiałów, zaliczkowanie robót, określić zakres robót dodatkowych i zasady ich dopuszczenia, itp. Takie działanie nie narusza swobody kontraktowej, daje zaś wykonawcy gwarancję jego praw w realizowaniu kontraktu. We wszystkich innych działach gospodarki te zasady są określone, a w budownictwie nie. U nas kodeks cywilny zakłada swobodę kontraktową. Ale jeżeli wszystkie warunki dyktuje inwestor, to o jakiej swobodzie kontraktowej można mówić? Na drogach powinniśmy się już czegoś nauczyć. Jeżeli nadal mamy się uczyć na energetyce, na kolei, to jak długo jeszcze to potrwa?

- Nie jest tak, że wszystkiemu winna Generalna Dyrekcja i Prawo zamówień publicznych. Na budowach zdarza się nieprawdopodobny chaos i brak organizacji, nie mówiąc o kradzieżach.

- J. Zaleski: - Funkcjonowały kiedyś ogólne warunki realizacji inwestycji (OWRI). Tam były dokładnie rozłożone prawa i obowiązki inwestorów i wykonawców. A dzisiaj mówimy: "zaprojektuj i zbuduj" i inwestor umywa ręce, wszystko zostawiając na głowie wykonawcy. Swoboda kontraktowa funkcjonuje tylko na kartach kodeksu, bo w rzeczywistości nie ma żadnej swobody. W kontraktach prywatnych sytuacja jest zdrowsza, rozmawia się, negocjuje.

- Istnieje opinia, że branża konstrukcji stalowych radziła sobie zawsze lepiej w okresach dekoniunktury od całego sektora budowlanego. Czemu to należy przypisać?

- J. Zbroja: - Zawsze w branży pracowaliśmy na niższych marżach i każda złotówka była dokładnie oglądana, zanim została wydana. Stąd wahnięcia cenowe nie odbijały się tak mocno na firmach. Ci, co pracowali na wyższych marżach może nie zawsze stosowali właściwy controling wydatków i kosztów. I w gorszym czasie nie potrafili zdobyć się na konieczne oszczędności.

- M. Garus: - Ja bym widział przyczyny sukcesu branży też w czynnikach zewnętrznych. Mamy eksport, który reguluje i uzupełnia brak popytu w Polsce. Koszty i płace mamy krajowe, a konstrukcję stalową można wywieźć na zachód Europy i koszt transportu jest relatywnie niewielki. Usługi budowlane nie mają takiego atutu. Trzeba też powiedzieć o bardzo dobrych, doświadczonych fachowcach. Polscy spawacze to pierwsza liga międzynarodowa. To nam pozwala utrzymać się w konkurencji europejskiej a nawet światowej.

- Czy wobec tego eksport może być lekiem na wszystkie bolączki? Czy branża jest taka dobra, bo ma eksport, czy ma eksport, bo jest tak dobra?

- Z. Miodowski: - Pytanie o eksport jest retoryczne; mamy takie możliwości, więc je wykorzystujmy. Ale należałoby sprzedawać trochę drożej. Klienci zagraniczni bardzo szybko uczą się rynku polskiego. Doceniająjakość, więc nie odejdą łatwo do innych producentów. Powinniśmy się bardziej cenić.

- W państwach zachodnich uważa się produkcję konstrukcji za uciążliwą, więc łatwo jest przenoszona. Czołówka europejska utrzymuje swoją produkcję mniej więcej na stałym poziomie. W Niemczech z przyrostu produkcji 0,5 mln ton, 400 tys. pochodzi z Polski.

- Z. Miodowski: - Bywają przypadki przenoszenia produkcji do Polski i dana wytwórnia pracuje tylko i wyłącznie na tamten rynek, nie interesując się zupełnie zbytem w Polsce. Czyli argument, że klient z powodu cen natychmiast przeniesie się do Rumunii, Turcji, czy na Ukrainę nie jest słuszny.

- S. Sroka: - Nasza firma, znajdująca się w upadłości, szukając powodzenia na rynku odeszła od budownictwa. Zatrudniamy 400 osób produkując 600 ton konstrukcji miesięcznie, ale dla bardzo wymagających klientów (wyciągi narciarskie, obiekty dla badań lotniczych, przemysł samochodowy). To było możliwe, ponieważ mieliśmy dobrą markę. Eksportem też można się wspomagać pod warunkiem, że się ma wyrobioną renomę. Sądzę, że jest wiele firm w Polsce , które mogą jeszcze skorzystać z takiej szansy.

- Ale, szukając producenta pływającej rafinerii gazu (60 tys. ton konstrukcji) Skandynawowie znaleźli go w Hiszpanii, a nie w Polsce.

- M. Garus: - Jesteśmy, jako Polska bardzo blisko sukcesu w off-shorach, mamy technologie i duże doświadczenie. Brakuje może takiej infrastruktury, jaką można spotkać w Hiszpanii czy w Dubaju. Niektóre olbrzymie elementy mogą wykonać tak naprawdę tylko dawne stocznie: dla przykładu potrzeba 50 ha terenu z pełną infrastrukturą, ciężkimi dźwigami i dostępem do nabrzeża o dużej nośności.

- J. Zbroja: - Atutem w eksporcie jest nie tylko produkcja konstrukcji, ale także montaż. Mamy bardzo dobre ekipy montażowe, które są cenione nie tylko w kraju, ale i za granicą i tu postrzegamy szansę na dywersyfikację rynku zamówień.

- Jakie specjalności polskie w ramach konstrukcji stalowych widzielibyście panowie na przyszłość? Co może być polskim hitem eksportowym na świecie?

- K. Cieciera: - Jeśli chodzi o nowe specjalności, innowacyjne rozwiązania konstrukcyjne czy elementy platform off-shore, to zniechęcające są niezwykle wyśrubowane wymagania, tak skrajne, że aż nierzeczywiste. Ale my jako firma Polimex-Mostostal rozwijamy jednak tę produkcję, i mogą to być polskie specjalności - konstrukcje specjalne, trudne, wymagające sporego doświadczenia spawalniczego o bardzo niszowych, sprofilowanych zastosowaniach.

- W czasach koniunktury nikt się nie przejmował innowacjami, tylko robiono jak najwięcej, na ilość, liczył się tonaż. Specjalności można wywalczyć tylko wysoką jakością i wyrafinowaną technologią innowacyjną. A nisko innowacyjna gospodarka jest nieodporna na cykle koniunkturalne, w międzynarodowym podziale pracy przypada jej rola podrzędna.

- J. Zbroja: - Pamiętajmy, że wytwórnie konstrukcji są zależne od generalnych wykonawców obiektów; wykonują to, co zostało zaprojektowane gdzie indziej, robią po prostu dokładnie na zamówienie. Wpływ na rozwiązania techniczne jest wtedy mały, lub wręcz znikomy. Szansę na innowacyjność mają te firmy konstrukcji stalowych, które same wykonują projekty, mają własne zaplecze badawcze, technologię, laboratoria, mogą zaproponować oryginalne własne rozwiązania. Takich jest niewiele.

- S. Sroka: - Jak powiedziałem, szukamy w firmie nowych specjalności, to jest dla nas produkcja innowacyjna. Ale chcę zwrócić uwagę na ważny czynnik trudny do opisu: np. w latach 90-tych, jak pamiętamy zapanowało ogromne ożywienie w branży, powstawały nowe firmy, coś się działo, wszyscy poszukiwali dla siebie miejsca. Panowała większa skłonność do ryzyka związanego z nowymi przedsięwzięciami i atmosfera przyjaźni dla przedsiębiorców, bez których nie ma innowacji. Dzisiaj jest inaczej, nawet w mediach trudno o audycje prezentujące skutecznych przedsiębiorców, którzy wprowadzają do gospodarki nową jakość.

- Co panowie myślicie o szansach na przyszłość, jakie mogą się wiązać z programem "Inwestycje Polskie"?

- Z. Miodowski: - Na razie spółka realizująca ten program jest w stadium organizacji, a kwoty, jakie tu się pojawią są zbyt małe, by odegrały poważniejszą rolę.

- Istotnie, jeżeli porównamy się z analogicznym programem niemieckim, to proporcjonalnie taki program inwestycyjny powinien dysponować 25 mld euro a nie pięcioma miliardami. Czy panowie uważacie, że ten program jednak może być szansą dla branży? z początkiem przyszłego roku powstaną spółki celowe firm z udziałem spółki "Inwestycje Polskie".

- J. Zbroja: - Jest to raczej szansa dla dużych organizacji, np. w energetyce. Ale, jako wykonawcy możemy też na tym skorzystać. Możliwe, że najwięksi z branży też wejdą w takie spółki. Ten program może ruszyć pod warunkiem, że zapadną decyzje co do dużych projektów inwestycyjnych. Wszyscy na nie czekamy.

- Dziękujemy panom za udział w dyskusji.
×

DALSZA CZĘŚĆ ARTYKUŁU JEST DOSTĘPNA DLA SUBSKRYBENTÓW STREFY PREMIUM PORTALU WNP.PL

lub poznaj nasze plany abonamentowe i wybierz odpowiedni dla siebie. Nie masz konta? Kliknij i załóż konto!

SŁOWA KLUCZOWE I ALERTY

Zamów newsletter z najciekawszymi i najlepszymi tekstami portalu

Podaj poprawny adres e-mail
W związku z bezpłatną subskrypcją zgadzam się na otrzymywanie na podany adres email informacji handlowych.
Informujemy, że dane przekazane w związku z zamówieniem newslettera będą przetwarzane zgodnie z Polityką Prywatności PTWP Online Sp. z o.o.

Usługa zostanie uruchomiania po kliknięciu w link aktywacyjny przesłany na podany adres email.

W każdej chwili możesz zrezygnować z otrzymywania newslettera i innych informacji.
Musisz zaznaczyć wymaganą zgodę

KOMENTARZE (0)

Do artykułu: Konstrukcje stalowe: jak przetrwać trudny okres?

NEWSLETTER

Zamów newsletter z najciekawszymi i najlepszymi tekstami portalu.

Polityka prywatności portali Grupy PTWP

Logowanie

Dla subskrybentów naszych usług (Strefa Premium, newslettery) oraz uczestników konferencji ogranizowanych przez Grupę PTWP

Nie pamiętasz hasła?

Nie masz jeszcze konta? Kliknij i zarejestruj się teraz!