Jak zapowiadali, tak zrobili - stoczniowi związkowcy rozbili namiotowe miasteczko pod domem premiera. Zapewniają, że pikieta będzie cicha i spokojna. - Jeśli premier do nas nie wyjdzie, to po prostu będziemy mieli piknik - mówią. Planują zostać w Sopocie do niedzieli.
Karol Guzikiewicz, który zorganizował cały protest, przez megafon przywitał się ze związkowcami i okolicznymi mieszkańcami. Nie chciał jednak rozmawiać z dziennikarzami. Nieliczni związkowcy, którzy wypowiedzieli się do kamery, zapewniają, że protest będzie pokojowy i nie naruszy porządku. Guzikiewicz, który jest wiceprzewodniczącym stoczniowej Solidarności, oświadczył jedynie, że na wszystkie pytania odpowie na konferencji prasowej. Donald Tusk już zapowiedział, że - z powodu uroczystości rodzinnych - nie będzie go w tym czasie w domu.
Stoczniowcy, których do Sopotu przybyło ok. 50, uwinęli się z budową miasteczka bardzo szybko. Około 16.30 namioty już stały. Związkowcy przywieźli ze sobą do niego między innymi zapas wody mineralnej, plastikowe fotele i stoliki. Mimo deklaracji premiera, iż nie będzie on obecny przez weekend w domu, związkowcy liczą na rozmowę z szefem rządu.
- A jak nie przyjdzie, to trudno. Będzie piknik. Ale powinien do nas wyjść i przeprosić stoczniowców za kłamstwo - mówi jeden z demonstrantów.
Związkowcy tłumaczą, że protestują pod domem Tuska, bo gdyby blokowali Warszawę, to policja przegoniłaby ich stamtąd siłą. Część mieszkańców okolicznych budynków jest zdecydowanie przeciwna protestom. - Żyjemy w demokratycznym kraju, mamy prawo do protestu, ale jest na to czas i miejsce. Nie mieszajmy w to rodziny - mówi jedna z mieszkających w okolicy Sopocianek.
Protestujący zobowiązali się ograniczyć swoją pikietę do ściśle wyznaczonego terenu. Obiecali też, że nie wejdą np. na znajdujący się nieopodal plac zabaw. Mimo deklaracji stoczniowców, jak i spokojnego na razie przebiegu protestu, odpowiednie służby cały czas kontrolują sytuację. Mieszkania premiera - choć stoi puste - pilnują Pracownicy Biura Ochrony rządu, którzy przebywają w wynajętym nieopodal mieszkaniu. BORowcy siedzą także cały czas w zaparkowanym w okolicy miasteczka namiotowego samochodzie. Pikietę obserwują też umundurowani policjanci.
Protest Solidarności zorganizowany jest w związku z planowanymi zwolnieniami w Stoczni Gdańskiej. Ze stoczni, będącej własnością ukraińskiej spółka ISD Polska, odejdzie ok. 300 osób. Zwolnieni mają otrzymać odprawy w wysokości trzech, dwóch lub jednej miesięcznej pensji, w zależności od stażu ich pracy. Takie rekompensaty wynikają z ustawy o zwolnieniach grupowych. Związkowcy domagają się od rządu pomocy podobnej do tej, jaką otrzymały stocznie z Gdyni i Szczecina w ramach specustawy stoczniowej. Odszkodowania - zdaniem protestujących - powinny wynosić od 20 do 60 tys. zł. Stoczniowcy oczekują także szkoleń zawodowych dla zwalnianych oraz zasiłku na czas przekwalifikowania się i poszukiwania przez nich pracy.
KOMENTARZE (0)
Do artykułu: Piknik pod domem Tuska