Do czasu sprywatyzowania będziemy dokładać do firm po 100 mln zł co dwa miesiące. Unia chce przyspieszyć ten proces.
- Mieliśmy kurtuazyjne spotkanie z przedstawicielami Komisji Europejskiej. Ustaliliśmy, że na kolejnym przedstawimy swoje stanowisko, a Bruksela swoje i będziemy pracować nad uzgodnieniem porozumienia - mówi Konstanty Litwinow, prezes ISD Polska.
Spotkanie ma się odbyć jeszcze w tym tygodniu.
Szybkie porozumienie z Komisją Europejską jest dla ukraińskiego inwestora bardzo istotne. Donbas od kilku miesięcy pracuje bowiem nad konsolidacją swoich aktywów i wprowadzenia ich na giełdę. Bez uzgodnienia sprawy pomocy czy cięć mocy w Stoczni Gdańsk trudno myśleć o udanym debiucie.
Spotkanie z Donbasem nie wystarczy, by uspokoić unijnych urzędników, którzy od lat prowadzą śledztwo dotyczące pomocy nie tylko dla Stoczni Gdańsk, lecz także dla Stoczni Gdynia i Stoczni Szczecińskiej Nowa. Komisja Europejska przysłała polskiemu rządowi pismo, w którym domaga się przyśpieszenia prywatyzacji. Według nieoficjalnych informacji, w lutym stoczniowi inwestorzy powinni przedstawić jej gotowe plany restrukturyzacyjne.
Muszą to zrobić jak najszybciej. Niedawno bowiem Przemysław Sztuczkowski, szef Złomreksu, który interesuje się stoczniami z Gdyni i Szczecina, mówił „PB”, że oczekuje od skarbu pomocy w spłacie długów i pokryciu strat prywatyzowanych spó-łek. Bez akceptacji Brukseli nie da się tego zrobić. Czasu jest mało, bo rząd zamierza zakończyć prywatyzację stoczni w czerwcu.
Do tego czasu skarb państwa będzie dopłacał do stoczni. I to niemało. Agencja Rozwoju Przemysłu zgodziła się pożyczyć Stoczni Szczecińskiej Nowej ponad 40 mln zł i ponad 50 mln zł Stoczni Gdynia na wynagrodzenia i prowadzenie bieżącej działalności w lutym i w marcu.
Podobne kwoty agencja przekazała na grudzień i styczeń. Oznacza to, że dopóki do stoczni nie wejdą inwestorzy, to co dwa miesiące skarb państwa musi im przekazywać po 100 mln zł.
KOMENTARZE (0)
Do artykułu: Polskie stocznie na dywaniku w Brukseli