Premier Donald Tusk zapewnił stoczniowców z Gdańska, że nie zostawi ich bez pomocy w przypadku gdyby Komisja Europejska nie zaakceptowała planu restrukturyzacji zakładu. Debata rozpoczęła się po godz. 20 i trwała godzinę. Donald Tusk przywitał dwóch obecnych stoczniowców i wyraził nadzieję, że "wszyscy wyjdą bardziej przekonani".
Donald Tusk nie zjawił się na placu przed Stocznią Gdańską, gdzie czekali na niego związkowcy z „Solidarności” i OPZZ. Debata z przedstawicielami dwóch mniejszych związków - Okrętowiec" oraz Związku Zawodowego Inżynierów i Techników - odbywa się zgodnie z rządowym planem w auli Politechniki. Przywitała go nieliczna grupa członków młodzieżówki PO i tłum dziennikarzy.
- Przykro mi, bo ja uczyłem się innej "Solidarności". Takiej, gdzie dawano głos każdemu i szanowano każdego partnera. I uważam, że nie ma nic złego z tym, że spotkali by się z kolegami z mniejszych związków - komentował Tusk nieobecność głównych rozgrywających w stoczni Gdańsk.
Premier przekonywał, że stocznia Gdańsk otrzymała pomoc publiczną w wysokości „600-700 mln. – To była nie tylko gotówka, ale i umorzone zobowiązania, poręczenia kredytowe itp. Nie trafiły do wprost do kieszeni stoczniowców, ale żadne instytucje ich nie żądają. I dla KE to jest pomoc publiczna – podkreślił. Tusk zapewnił też, że rząd „nie chce złupić stoczni”, a wręcz chce pożyczyć jeszcze 150 mln.
Premier długo unikał odpowiedzi na pytanie, co się stanie, jeśli Komisja Europejska nie dogada się z ukraińskim inwestorem stoczni Gdańsk. Podkreślił, że rząd wynegocjował limit produkcji rzędu 22 tysięcy ton rocznie i „wymusił” zatrudnienie minimum 1900 osób.
Przyznał jednak, że KE „nie wierzy właścicielowi ukraińskiemu, że znajdzie fundusze na wszystkie planowane produkcje, na przykład wieże wiatrowe”. - Pyta, czy na pewno będzie zasilanie finansowe, a ja go nie mogę zapewnić. Ale gdyby miało się – odpukać - coś złego stać ze Stocznią Gdańsk, to nie zostawię jej w sytuacji gorszej niż w stoczni Gdynia czy Szczecin. Dajcie mi jeszcze chwile popracować, żeby te sprawy dopiąć – obiecał.
Przekonywał stoczniowców, że specustawa stoczniowa, która gwarantuje zwolnionym pracownikom odprawy, nie mogła objąć stoczni Gdańsk, bo ta była własnością prywatną.
Stoczniowa "S" oraz OPZZ odrzuciły zaproszenie do debaty z powodu zaproszenia przez rząd dwóch mniejszych związków. Po kilkugodzinnych przepychankach pełnych deklaracji obu stron stanęło na tym, że związkowcy z "S" i OPZZ będą czekać na premiera przed bramą stoczni o 19, natomiast Tusk zaprasza ich na 20 do politechniki. W rezultacie do żadnego ze spotkań nie doszło, jednak na dziedzińcu Politechniki wciąż jest siedem krzeseł dla stoczniowców.
Związkowcy z "Solidarności" i OPZZ przez godzinę czekali na premiera przed historyczną bramą gdańskiej stoczni. Rozstawili przed bramą namiot, a pod nim plastikowe krzesła i stół. Obok stanął telewizor, w którym oglądali debatę premiera.
Towarzyszyło im kilkudziesięciu stoczniowców i gdańszczan, w tym ks. prałat Henryk Jankowski. Zapytany o powód, dla którego zjawił się pod bramą stoczni, powiedział: "W roku 80 tu byłem i teraz też tu jestem. Nie zmieniłem się: stary, dobry Jankowski".
KOMENTARZE (0)
Do artykułu: Premier Donald Tusk do stoczniowców: nie zostawię was bez pomocy