Przemysł stoczniowy pod presją. Jak radzą sobie polskie stocznie w nowych realiach?

Przemysł stoczniowy pod presją. Jak radzą sobie polskie stocznie w nowych realiach?
Fot. Adobe Stock. Data dodania: 20 września 2022

Obecnie na świecie działa 358 stoczni zajmujących się nowymi budowami statków, a ich liczba stale spada.Tylko w zeszłym roku globalny portfel zamówień skurczył się o 25% w stosunku do 2015 r. - wynika z raportu sporządzony przez agencję konsultingową i analityczną Clarksons Research . Zdaniem Jerzego Czuczmana z Forum Okrętowego, przyczyna tego stanu rzeczy leży w spekulacyjnych działaniach państw Dalekiego Wschodu - głównie Chin oraz Korei Południowej. Jak radzą sobie polskie stocznie w nowych realiach?

Gdy pęka bańka spekulacyjna


Wielkie stocznie produkcyjne zlokalizowane w/w państwach produkowały ponad 80% jednostek pływających po morzach i oceanach. Chińczycy i Koreańczycy działali głównie na rynku jednostek towarowych, takich, jak masowce i kontenerowce.

Na przestrzeni lat 2006-2008 wiele zamówień  na realizację jednostek w chińskich stoczniach niejednokrotnie kontraktowano w sposób pozbawiony racjonalnych podstaw ekonomicznych. W wymienionym okresie mieliśmy do czynienia z niesłychanie korzystnymi dla przewoźników cenami na rynku przewozowym. Według oszacowania Martina Stopforda, prezesa Clarkson Research cena za dzień pracy jednostki typu superamax kształtowała się na poziomie nawet 45-50 tys. dolarów.

Dla porównania dzienny koszt eksploatacji podobnych jednostek wynosi w naturalnych warunkach w okresie ostatnich 25 lat  ok. 10- 15tys. dolarów. Mieliśmy do czynienia ze sztucznie zawyżonymi cenami wydzierżawiania jednostek. Armatorzy uznali, że taka okazja do zarobienia pieniędzy może się już więcej nie powtórzyć. Aktualnie ceny eksploatacji masowców wracają do swojego standardowego rynkowego poziomu. Rotacja statku wynosi 25-30 lat. Obecnie na rynku jest już tyle jednostek towarowych, że należałoby je wymieniać co 10 lat. Dziś zdarza się, że złomuje się nawet 7 letnie kontenerowce. 

- Istotę zjawiska spekulacji oddaje analiza możliwości produkcyjnych  chińskich stoczni, w których zakontraktowano zlecenia na budowę jednostek towarowych. Liczba zakontraktowanych zamówień liczona w jednostkach CGT przekroczyła  wtedy nawet o 100% ich możliwości produkcyjne. Oczywiście w czasach inwestycyjnego boomu można uruchomić nowe stocznie, ale w ten sposób można zwiększyć moce produkcyjne najwyżej o 5 do 10%. Chińczycy po prostu nie mogli dostarczyć zamówionych jednostek do finalnego odbiorcy w czasie określonym w treści kontraktów- analizuje Jerzy Czuczman. 

Obserwując załamanie na rynku przewozowym (olbrzymi nadmiar jednostek handlowych musiał zostać w zbliżonym czasie wprowadzony na rynek) oraz dramatycznie przekraczane terminy kontraktowe, armatorzy zaczęli korzystać z okazji aby masowo wycofywać się z podpisanych wcześniej kontraktów, obciążając stocznie, głównie chińskie za niedotrzymywanie kontraktów. W Wielkiej Brytanii w arbitrażu można zaobserwować olbrzymią liczbę pozwów o odzyskanie przedpłat po odstąpieniu od umów. Chińczycy są zmuszani do uiszczenia olbrzymich kar za niedotrzymanie warunków kontraktów. Ich stocznie bankrutują.

- Rynek jednostek towarowych został mocno zdestabilizowany. Potrzeba jeszcze wiele czasu nim nadmiar jednostek zamówionych i zbudowanych przez lata spekulacyjnych operacji zostanie rozłożony w czasie. Europejskie stowarzyszenie Sea Europe, do którego należy również FORUM OKRĘTOWE,  wielokrotnie ostrzegało Chiny przed skutkami prowadzenia spekulacyjnych działań i zaburzania równowagi rynkowej.  Swoje zastrzeżenia miała  również międzynarodowa organizacja OECD z siedzibą w Paryżu. Wszystkie te obawy zostały zignorowane- stwierdza Dyrektor Biura Forum Okrętowego. 

Rynki wycieczkowców oraz promów ro-pax nie poddały się w tamtym okresie presji działań spekulacyjnych. W rezultacie rozwijają się dynamicznie i bez zakłóceń. Europejskie stocznie obsługujące te segmenty produkcji stoczniowej mogą pochwalić się portfelem zamówień na wiele lat naprzód.  Takie stocznie, jak Meyer Werft, STX czy Fincantieri mogą się pochwalić portfelami zamówień zapełnionymi do 2025r. Z kolei mniejsze stocznie nie narzekają na brak zleceń na budowę specjalistycznych promów. 

W prawdzie w przeciągu ostatnich 8 lat liczba aktywnych stoczni zmniejszyła się aż o 62 % lecz z rynku znikają w pierwszej kolejności podmioty, które uczestniczyły w spekulacyjnym wyścigu o pozyskanie kontraktów, których nie były w stanie zrealizować. W Chinach decyzje gospodarcze wciąż nie wynikają z analiz rynkowych lecz nakazów administracji państwowej. 

- Nie bez winy są również armatorzy, Europejczycy, którzy dali się zwieść niskimi cenami oraz pozornie korzystnymi warunkami kontraktów- mówi przedstawiciel Forum Okrętowego. 

Polskie stocznie w nowych realiach


Polskie stocznie nie uczestniczyły w spekulacyjnych działaniach połowy lat 2000. Operacje gospodarcze dalekowschodnich stoczni oraz europejskich armatorów zbiegły się w czasie z zamknięciem Stoczni Gdynia  i Stoczni Szczecińskiej na podstawie decyzji Komisji Europejskiej. Tym samym z polskiego rynku zniknęły jedyne podmioty, które realizowały zamówienia na jednostki towarowe. Inne polskie stocznie dynamicznie się wówczas zaczęły  rozwijać się głównie dzięki boomowi na jednostki obsługujące rynek offshore oil& gas.

Głównym graczem była Stocznia Remontowa Shipbuilding, która nie tylko  znalazła dla siebie doskonałą niszę na rynku stoczniowym, ale jeszcze wyspecjalizowała się w produkcji jednostek wyposażonych w napęd LNG. W rezultacie tych ekonomicznych decyzji polski przemysł może plasować się na drugiej pozycji w Europie pod względem zastosowania technologii LNG do napędu statków, zaraz obok takich graczy, jak innowacyjne norweskie stocznie. Gdy nastąpił boom na rynku offshore a cena ropy naftowej znacznie przekraczała poziom 100 dolarów za baryłkę surowca, na wielką skalę rozpoczęto inwestycje w  wydobywanie ropy naftowej z pokładów zlokalizowanych pod dnem mórz. Polski przemysł stoczniowy wyprodukował w tym czasie na gotowo kilkadziesiąt  jednostek typu AHTS wyspecjalizowanych w obsłudze platform wiertniczych. 

- Doskonale został wykorzystany sprzyjający moment, jednak będąc solidnymi dostawcami nowych i w pełni wyposażonych jednostek offshore nie przewidziano nagłego spadku cen ropy do poziomu poniżej 50 lub nawet do niemal 20 dolarów za baryłkę i  niestety,  nie wszyscy zadbali we właściwym czasie o  poszukiwanie nowych, alternatywnych produktów,  pozwalających na dywersyfikację źródeł przychodów. Do specjalności polskich stoczni grupy Remontowa Holding należą  nowoczesne promy pasażerskie z napędem LNG. Może właśnie teraz jest okres na intensywną promocję tego produktu, zwłaszcza w okresie obserwowanego  wzrostu na tym rynku- ocenia Jerzy Czuczman. 

Dziś wycieczkowce stanowią główny produkt kilku wybranych europejskich stoczni. Polskie przedsiębiorstwa powinny podążać właśnie w tym kierunku, przewozów pasażerskich, specjalizując się na obecnym etapie w jednostkach typu ro-pax, promach pasażersko-samochodowych. Można też  szukać innych produktów i swojego miejsca na rynku sięgając po niestandardowe rozwiązania jak na przykład jednostki typu Jack-up  będących specjalistycznymi konstrukcjami zaprojektowanymi do wykonywania określonych prac na morzu. 

- Eksperci SEA Europe oceniają, że rynek offshore oil&gas prawdopodobnie znów będzie się rozwijał po 2018r. Nie wiemy natomiast w jakiej skali nastąpi jego odrodzenie. Jeśli cena tego surowca utrzyma się na poziomie 50 dolarów za baryłkę to jest to dobry prognostyk, ponieważ punkt rentowności nowych inwestycji norweskich szacowany jest nawet poniżej 3o dolarów. Oznacza to, że produkowane w Polsce jednostki staną się znów potrzebne- ma nadzieję Jerzy Czuczman, Dyrektor Biura Forum Okrętowego.

Kadłuby w różnym stopniu wyposażenia są dla stoczni rozwiązaniem zastępczym w stosunku do kontraktów na budowę nowych w pełni wyposażonych jednostek. Dlatego duże stocznie starają się opierać swój biznesplan na produkcji w pełni wyposażonych statków. Na rynku z powodzeniem funkcjonuje też cały szereg mniejszych podmiotów specjalizujących się w produkcji w pełni wyposażonych, mniejszych jednostek rzędu ok. 20 – 30 m długości. Jednak ze względu na kwestie finansowe wiele elementów wyposażenia ma charakter dostaw armatorski, gdyż małe stocznie samodzielnie nie są w stanie udźwignąć kosztów pełnego wyposażenia produkowanych przez siebie jednostek. 

Stocznie zachodnioeuropejskie budujące obecnie ogromne wycieczkowce poszukują dostawców, co rysuje kolejne perspektywy dla polskich firm, które wcześniej wykonywały sekcje lub nie w pełni wyposażone kadłuby. Przedsiębiorstwa pozyskują kontrakty  partycypując w produkcji sekcji. Polscy poddostawcy odrobili swoją lekcję, co wiązało się m.in. z koniecznością dostosowania procesów technologicznych i organizacji pracy dla nowych zadań. 

- Mówiąc o nowych szlakach wytyczanych przez innowacyjne polskie firmy warto wspomnieć o toruńskim Towimorze, który wygrał walkę konkurencyjną z największymi „tego świata” i dostarcza komplet wciągarek i wind na największe kontenerowce świata, ponad 20 tys. TEU, budowane w stoczniach południowokoreańskich  - prawdziwych pływających miast, zawijających do ośrodków portowych Europy, w tym do Gdańska- dodaje Jerzy Czuczman. 

Towimor przyjął strategię zbliżoną do tej, która stanowiła podstawę sukcesu norweskich firm. Biuro projektowe i myśl techniczna firmy zlokalizowano w Polsce. Z naszego kraju zarządza się również całym procesem nadzorowania kontraktu, a montownia znajduje się w Korei Południowej. Taki układ okazuje się bardzo efektywny w kontakt z  koreańskimi stoczniami oraz armatorami  - finalnymi odbiorcami produktu. 

Tymczasem niemal wszystkie najbardziej intratne kontrakty realizowane przez globalny przemysł okrętowy są przejmowane przez europejskie stocznie. Wg SEA Europe wartość nowych zamówień przyjętych w ciągu 4 pierwszych miesięcy 2017 roku przez Europejskie stocznie osiągnęła wartość ponad 8 miliardów dolarów. W tym samym czasie koreańskie stocznie podpisały kontrakty na  niecałe 3 mld. Stocznie europejskie znacznie zdystansowały też swoich japońskich konkurentów. Biorąc pod uwagę wartość nowych kontraktów  europejskie stocznie mają niemal 60% udział w światowym rynku. Produkuje się głównie jednostki pasażerskie i specjalistyczne. Wartość produkcji sprzedanej europejskich stoczni osiągnęła w tym samym okresie  12% sumy globalnych dostaw.
×

DALSZA CZĘŚĆ ARTYKUŁU JEST DOSTĘPNA DLA SUBSKRYBENTÓW STREFY PREMIUM PORTALU WNP.PL

lub poznaj nasze plany abonamentowe i wybierz odpowiedni dla siebie. Nie masz konta? Kliknij i załóż konto!

SŁOWA KLUCZOWE I ALERTY

Zamów newsletter z najciekawszymi i najlepszymi tekstami portalu

Podaj poprawny adres e-mail
W związku z bezpłatną subskrypcją zgadzam się na otrzymywanie na podany adres email informacji handlowych.
Informujemy, że dane przekazane w związku z zamówieniem newslettera będą przetwarzane zgodnie z Polityką Prywatności PTWP Online Sp. z o.o.

Usługa zostanie uruchomiania po kliknięciu w link aktywacyjny przesłany na podany adres email.

W każdej chwili możesz zrezygnować z otrzymywania newslettera i innych informacji.
Musisz zaznaczyć wymaganą zgodę

KOMENTARZE (0)

Do artykułu: Przemysł stoczniowy pod presją. Jak radzą sobie polskie stocznie w nowych realiach?

NEWSLETTER

Zamów newsletter z najciekawszymi i najlepszymi tekstami portalu.

Polityka prywatności portali Grupy PTWP

Logowanie

Dla subskrybentów naszych usług (Strefa Premium, newslettery) oraz uczestników konferencji ogranizowanych przez Grupę PTWP

Nie pamiętasz hasła?

Nie masz jeszcze konta? Kliknij i zarejestruj się teraz!