Rząd chce się chwytać sztuczek politycznych. Zamierza odwołać się do zapisów traktatu UE, jeśli Bruksela każe zwracać stoczniom pomoc publiczną.
- Do poniedziałku ocenimy, czy zawierają jakiekolwiek nowe, konkretne elementy - powiedział Jonathan Todd, rzecznik Komisji Europejskiej.
Równocześnie premier Donald Tusk zainterweniował u szefa Komisji Europejskiej w sprawie stoczni - dowiedziało się Polskie Radio.
Treść listu do Jose Barroso jest poufna. Nieoficjalnie wiadomo, że szef rządu prosi w nim, by Komisja dała więcej czasu Polsce na przygotowanie programów prywatyzacyjnych i restrukturyzacyjnych zakładów w Gdyni i Szczecinie. Donald Tusk pisze w liście do Barroso, że sytuacja polskich stoczni jest trudna, prosi więc o wyrozumiałość i pomoc w rozwiązaniu problemu.
Premier zainterweniował, bo groźba bankructwa stoczni staje się coraz bardziej realna. Bruksela chce w najbliższą środę nakazać im zwrot prawie 5 mld zł, które dostały z budżetu po wejściu Polski do UE. Komisja uważa bowiem, że dotychczasowe działania naprawcze nie gwarantują zakładom długoterminowej rentowności co jest warunkiem akceptacji rządowego wsparcia.
Dlatego Warszawa prosi o więcej czasu na dokończenie przekształceń w stoczniach. W przypadku odmowy rząd ma jeszcze jedną możliwość ocalenia zakładów. Wykorzystując zapisy traktatowe, może bowiem odebrać Brukseli prawo do decyzji i problem stoczni przekazać Unijnej Radzie.
Nawet jeśli Polska nie otrzyma tam jednomyślnego poparcia wszystkich państw, to zyska na czasie - bo dopiero po 3 miesiącach sprawa wróci do Komisji. Wniosek jest już przygotowany, ale jeszcze nie został wysłany. Polscy dyplomaci przyznają, że taki krok to ostateczność, bo oznacza otwartą wojnę z Komisją, która ma wyłączność w sprawach dotyczących konkurencji.
Zobacz także wcześniejszy materiał wnp.pl: Rozmówcy z KE: Stocznie może uratować tylko interwencja Tuska
KOMENTARZE (0)
Do artykułu: Rząd robi sztuczki, by ratować stocznie