Jeśli zamkniecie nam dwie pochylnie, zbankrutujemy - ostrzega Komisję Europejską kontrolowana przez państwo Stocznia Gdańsk.
To oznaczałoby konieczność zwrotu do budżetu kwoty nawet 100 mln zł, których stocznia zatrudniająca ok. 3 tys. osób po prostu nie ma - wyjaśnia trójmiejska "Gazeta Wyborcza".
Odpowiedź na ponaglenia Komisji Europejskiej jest już gotowa. Z dokumentu, do którego dotarła "Gazeta" wynika, że zamknięcie dwóch z trzech gdańskich pochylni (urządzeń umożliwiających budowę i wodowanie statków) uniemożliwi rentowną produkcję, a likwidacja jednej, na którą warunkowo zgadza się stocznia, ledwie zapewni jej przeżycie.
- To odzwierciedla nasze wcześniejsze stanowisko w sprawie obrony pochylni - mówi trójmiejskiej "GW" Andrzej Jaworski (PiS), prezes Stoczni Gdańsk.
Opozycja jest innego zdania. - Taki raport powinien być gotowy rok temu i już wtedy wysłany do Brukseli. Kluczowe dokumenty, wysyłane do Brukseli dopiero w ostatniej fazie negocjacji, niekonieczne muszą być odebrane jako rzetelne i wiarygodne - obawia się Tadeusz Aziewicz, poseł PO.
Zobacz także: "The Times" wróży bliski koniec Gdańskiej Stoczni
KOMENTARZE (0)
Do artykułu: Stocznia Gdańsk: zamknięcie pochylni oznacza bankructwo