Służby specjalne i prokuratura wzięły pod lupę kontrakty z Gdańska i Szczecina. Badają też restrukturyzację Stoczni Gdynia.
- Złożyłem doniesienie, ale o szczegółach nie chcę mówić - powiedział "PB" Artur Trzeciakowski, prezes SSN.
Przedstawiciele zarządu, którzy podpisywali zamówienia, nie czują się winni. - Ceny były zgodne z rynkowymi. Zaczynaliśmy z 20 mln zł, nie mieliśmy własnego majątku i musieliśmy płacić wysokie raty dzierżawne, wzrosły ceny stali, spadł kurs dolara - mówi "PB" Andrzej Stachura, były prezes SSN, za którego czasów podpisywano kontrakty.
Również dużo emocji budzą kontrakty podpisywane przez Andrzeja Buczkowskiego, który kilka lat temu był wiceprezesem Stoczni Gdynia, a za rządów PiS członkiem zarządu Stoczni Gdańsk.
- Badamy podpisywane przez niego kontrakty w Stoczni Gdańsk z firmą Vellguth - mówi "PB" Katarzyna Bernecka, rzecznik prasowy Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego w Gdańsku.
- Miałem zgodę zarządu i rady nadzorczej. uzyskałem bardzo dobrą cenę, które nie odbiega od rynkowych. Sprawa nie jest prowadzona przeciwko mnie. Jestem tu świadkiem - powiedział "PB" Andrzej Buczkowski.
KOMENTARZE (0)
Do artykułu: Szukanie winnych kłopotów polskich stoczni