8 tysięcy robotników z huty w Tarencie na południu Włoch wyszło na ulice, by zaprotestować przeciwko decyzji sądu o jej zajęciu w związku ze śledztwem w sprawie zanieczyszczenia środowiska. Ośmiu byłych i obecnych menedżerów trafiło do aresztu domowego.
W rezultacie śledztwa i jego następstw - jak podkreślają włoskie media - doszło do wybuchu poważnego konfliktu społecznego, w którym robotnicy, broniąc miejsc pracy, wystąpili przeciwko wymiarowi sprawiedliwości.
"Zamknięcie huty to śmierć dla Tarentu" - podkreślają protestujący obrońcy huty.
Po kilku dniach blokad dróg i protestów do Apulii wysłano z Rzymu dodatkowe siły policji i karabinierów na wypadek rozszerzenia się niepokojów społecznych. Hutnicy mówią, że są gotowi na wszystko, by bronić swych miejsc pracy i ostrzegają, że to dopiero początek protestów.
Na wiadomość o tym, że na wniosek sądu zajęto teren huty, robotnicy wyruszyli w kierunku centrum miasta na demonstrację. Zapowiedzieli pikietę przed gmachem sądu.
Minister ochrony środowiska Corrado Clini ogłosił, że są środki - w wysokości 336 milionów euro - na pilną poprawę stanu bezpieczeństwa ekologicznego w hucie. Porozumienie w tej sprawie podpisano w czwartek w trybie natychmiastowym.
"Porozumienie nie jest odpowiedzią dla sądu, ale wyrazem zaangażowania, by nie dopuścić do całkowitej blokady pracy huty" - wyjaśnił szef resortu.
Zdaniem ministra trzeba obecnie uczynić wszystko, by zagwarantować produkcję w hucie i jednocześnie poprawić stan tamtejszego środowiska naturalnego.
Rozpoczęła się walka z czasem - podkreślają media. Sąd ogłosił zaś, że realizacja decyzji o zajęcia huty to długa procedura i nie oznacza ona natychmiastowego wyłączenia pieców hutniczych.
KOMENTARZE (0)
Do artykułu: Włoscy hutnicy bronią swoich zakładów pracy