Prywatny inwestor kupił dwa urządzenia huty Baildon, ale to nie jest powód do radości. Chodzi o dwa cenne zabytki, a nowy właściciel chce je wywieźć z zakładu
- To już koniec historii Baildona! - nie może pogodzić się z tą decyzją Andrzej Karol, szef zakładowej "Solidarności".
Barbara Klajmon, wojewódzka konserwator zabytków, zapewnia, że przeniesienie silnika będzie się odbywało zgodnie z konserwatorską procedurą. - Szkoda, że tak się dzieje, ale skoro te maszyny na miejscu nie miały odpowiedniej ochrony, to trudno je tam zatrzymywać - mówi Klajmon. Dodaje, że jej urząd na wiadomość o przenoszeniu urządzeń rozpoczął wpisywanie maszyn do rejestru zabytków. Tylko w ten sposób będzie miał wpływ, by nowy właściciel nie mógł ich przetopić.
Zarząd firmy BGH nie ma sobie nic do zarzucenia. - Spółka udowodniła swoją odpowiedzialność za oba napędy walcownicze, o czym świadczy fakt, że do tej pory zostały one zachowane. Zawarliśmy stosowną umowę z firmą z Warszawy, która jest zainteresowana dalszą ochroną tych maszyn. Po ich zdemontowaniu przechowa je do momentu znalezienia miejsca, gdzie będzie można je wystawić - tłumaczy Sönke Winterhager, dyrektor techniczny BGH Polska.
Nieoficjalnie "Gazeta Wyborcza" dowiedziała się, że choć nabywca jest z Warszawy, maszyny mają być eksponowane... w Sosnowcu.
KOMENTARZE (0)
Do artykułu: Baildon traci zabytki