Drożejący prąd, koks i stal utrudniają wyliczenia dotyczące tego, ile trzeba dołożyć do prywatyzacji stoczni z Gdyni i Szczecina.
Na rozmowy potrzeba jednak jeszcze trochę czasu. Inwestor i skarb państwa muszą bowiem ustalić, ile powinni dorzucić do prywatyzacji. Rozmowy i wyliczenia są jednak utrudniane przez galopujące ceny materiałów i mediów.
- Mieliśmy wykonane wyliczenia i analizy, ale podwyżki cen energii, na przykład w Niemczech, czy zapowiadany wzrost cen koksu o 200 proc., powodują, że stal drożeje w szalonym tempie. Eurofer (europejska organizacja zrzeszająca stalowe firmy) wyliczył, że podwyżki cen stali mogą sięgnąć nawet 30-40 proc. - mówi w "PB" Przemysław Sztuczkowski.
Drożejąca stal i surowce do jej produkcji wpływają natomiast na rentowność kontraktów na statki, więc inwestor musi jeszcze raz im się przyjrzeć. To istotne, bo Przemysław Sztuczkowski już wcześniej zapowiadał, że oczekuje od skarbu partycypacji w pokryciu strat wynikających z podpisanych już dawno nierentownych kontraktów. W Stoczni Gdynia skarb ma natomiast pomóc w spłacie (umorzeniu, odroczeniu lub rozłożeniu na raty) zobowiązań publiczno-prawnych.
W przypadku SSN dotychczas szacowano, że straty z nierentownych kontraktów - w których miałby partycypować skarb - mogą sięgnąć od kilkuset milionów nawet do miliarda złotych, ale ostateczna wielkość zależy od tego, ile zamówień uda się anulować albo renegocjować oraz - oczywiście - od cen stali. Inwestor natomiast miał zainwestować minimum 200 mln zł - wyjaśnia dziennik.
W Gdyni inwestor miał wydać na modernizację 500 mln zł, a drugie tyle - na długi - miał dać skarb. Jednak Przemysław Sztuczkowski już wcześniej stwierdził, że to zbyt niska kwota. Jakie będą nowe wyliczenia, okaże się pewnie za kilka tygodni - czytamy w dzienniku.
KOMENTARZE (0)
Do artykułu: Droga stal blokuje prywatyzację stoczni