Wszystko wskazuje na to, że producent profili aluminiowych rozpocznie niebawem redystrybucję do swoich akcjonariuszy pieniędzy zebranych w trakcie ubiegłorocznej emisji.
Zwrot pieniędzy z emisji do akcjonariuszy to inicjatywa Edmunda Mzyka, głównego właściciela Yawalu, kontrolującego ponad połowę kapitału. Na początek zgłosił on pomysł skupu i umorzenia akcji własnych. Zajmie się tym walne zgromadzenie 31 października. Jak dużego buy backu można się spodziewać?
— To zależy od tego, ile akcji zostanie wystawionych na sprzedaż. Spółka jest gotowa na przejęcie 20 proc. kapitału. Na tyle zezwalają przepisy. Jeśli niektóre fundusze w tych niepewnych czasach będą chciały wyjść z inwestycji w Yawal, będą miały taką możliwość — mówi Edmund Mzyk.
Jedna piąta Yawalu jest obecnie warta około 34 mln zł. Nawet w przypadku pełnej realizacji zapowiedzi właściciela sporo pieniędzy jeszcze zostanie. Niewykluczone więc, że mimo wszystko do jakiejś akwizycji jednak dojdzie. Tym bardziej że wrócono do rozmów w sprawie kupna tłoczni profili Final. Spółkę sprzedaje bank Pekao. Pierwotnie szacowano, że wartość tej akwizycji jest porównywalna do kwoty zebranej przez Yawal z emisji.
— Cena jest za wysoka. Jeśli coś ma z tego wyjść, sprzedający muszą być realistami i patrzeć na to, co się dzieje w gospodarce — ocenia teraz Edmund Mzyk.
Tymczasem Piotr Karpiński, prezes Yawalu, pracuje nad nową strategią rozwoju. Dostał od Edmunda Mzyka miesiąc na przedstawienie spójnej wizji na przyszłość. W przeciwnym razie właściciel sugerował nawet, że może dojść do zmian na tym stanowisku - czytamy w "Pulsie Biznesu".
KOMENTARZE (0)
Do artykułu: Edmund Mzyk jest pełen troski o Yawal