Po kilku chudych latach można powiedzieć, że sytuacja hutnictwa wyraźnie się poprawia. Popyt na stal rośnie, ceny idą w górę, branża zaczyna poprawiać wyniki. Ale na horyzoncie - nowe zagrożenia.
Firma McKinsey wskazuje z kolei na granicę marży EBITDA, która powinna wynosić średnio około 17 proc., aby przynieść długoterminową stabilność. Tymczasem nękane już dużą nadprodukcją hutnictwo zeszło poniżej tego poziomu już w roku 2008, kiedy wykorzystanie mocy produkcyjnych spadło do 81 proc. Marża EBITDA wynosiła wówczas 16 proc. Rok później wraz ze spadkiem wykorzystania mocy o kolejne 10 punktów procentowych obniżyła się do 8 proc. W latach 2010-13 wykorzystanie mocy mieściło się między 77 proc. a 80 proc.; marża EBITDA wynosiła średnio 10 proc.
Procesy restrukturyzacyjne, poprawa efektywności i stawianie na produkty z wyższą wartością dodaną spowodowały, że od roku 2011 mamy pewien rozziew - wykorzystanie mocy wyraźnie spadało, ale marża "drgnęła" wzwyż. Nadal to jednak poziom znacznie poniżej średniej zapewniającej stabilność w dłuższym okresie.
Czas wzrostu
Dla branży na razie najważniejsze jest odwrócenie trendu - zarówno popyt, jak i ceny zamiast maleć, idą w górę. W ubiegłym roku ArcelorMittal osiągnął zysk EBITDA na poziomie 6,3 mld dolarów, a wysyłka stali wyniosła 83,9 mln ton. EBITDA z jednej tony wyniosło więc około 75 dolarów. W pierwszej połowie tego roku wynik EBITDA ArcelorMittal wyniósł 4,3 mld dolarów, co w zestawieniu z rokiem ubiegłym oznaczało wzrost o 61 proc.
Skok wyników nastąpił także w CMC Poland. W ciągu trzech kwartałów roku finansowego zakończonych 31 maja 2017, wysyłka stali wzrosła z 913 do 983 tys. ton. W tym samym czasie średnia cena tony podskoczyła z 382 do 415 dolarów. Wartość sprzedaży wzrosła z 369,3 mln dolarów do 436,3 mln dolarów, a zysk operacyjny - z 10,2 mln dolarów do 32,3 mln dolarów.
Lakshmi Mittal, komentując pierwsze półrocze tego roku i perspektywy na cały rok, studził nieco dobre nastroje, przypominając, że wzrost wyników odnosi się do bardzo niskiego poziomu bazowego - poprawa nie oznacza, że jest dobrze, a tylko nie tak źle, jak było. Janusz Cichoń, prezes Salzgitter Mannesmann Stahlhandel, dobrze ocenia obecną sytuację na polskim rynku stali, ale daleko mu do euforii.
- Ten rok cechuje dość duże zróżnicowanie zapotrzebowania w danych grupach produktowych. Są miesiące bardzo słabe i dość dobre. Obserwujemy coraz większe od pewnego czasu zainteresowanie odbiorców wyższymi gatunkami - mówi.
Rosnący popyt na stal, zdaniem Euroferu, utrzyma się w tym i przyszłym roku. Podczas gdy w ubiegłym roku indeks produkcji w sektorach stalochłonnych (SWIP) wzrósł o 1,9 proc., to w tym roku wzrost ma sięgnąć 3,5 proc.
Cieszą zwłaszcza dobre perspektywy budownictwa, gdzie trafia jedna trzecia stali. W tym roku indeks ma tu urosnąć o 3,1 proc. Sektor numer dwa - motoryzacja, zużywająca niemal jedną piątą stali - liczy na wzrost indeksu SWIP o 3,8 proc. Dwa kolejne, zużywające po ponad 14 proc. stali każdy, segmenty budowy maszyn i wyrobów metalowych spodziewają się ponad trzyprocentowych wzrostów.
Worldsteel przewiduje, że mocna w ostatnich miesiącach dynamika produkcjii w motoryzacji wyhamuje, ale za to odżyje budownictwo. Wciąż jednak zapotrzebowanie na stal szybciej będzie rosło w krajach rozwijających się niż w rozwiniętych. W tym roku wysokorozwinięte gospodarki zwiększą popyt na stal o 0,7 proc., podczas gdy kraje rozwijające się - 4 proc. Na przyszły rok zapowiadany wzrost wynosi odpowiednio: 1,2 proc. i 4,9 proc.
Rynek pod ochroną
Większa niż w poprzednich latach jest także stabilizacja cen stali, choć sytuacja w poszczególnych grupach produktowych wygląda inaczej.
- Ceny blach utrzymują się na dość wysokim poziomie, a ich zmiany nie są tak gwałtowne jak w przeszłości. Ceny kształtowników od dłuższego czasu są na dość niskich poziomach, biorąc pod uwagę nawet dłuższy kilkuletni okres - mówi Janusz Cichoń.
Jerzy Bernhard, prezes Stalprofilu, widzi w ostatnim czasie pozytywne ruchy cen kształtowników, które jego zdaniem wynikają z ogólnego wzrostu zamówień na rynku.
- Po optymistycznym pierwszym kwartale mieliśmy spadki cenowe, a teraz ceny znowu odbijają, podobnie jak to sie dzieje w wyrobach płaskich - mówi Bernhard.
Inną dziedziną, w której widać poprawę, jest ochrona rynku. W ostatnich latach import taniej stali spoza Unii Europejskiej wpływał nie tylko na wolumeny sprzedaży, ale także na ceny.
- W drugiej połowie 2016 r. import stali osiągnął rekordowy udział w rynku, wynoszący 25 proc., choć dotychczas udział produktów importowanych w rynku europejskim oscylował w granicach 17 proc. To pokazuje, z jakimi trudnościami musi poradzić sobie przemysł stalowy w kontekście zjawiska dumpingu i nieuczciwych praktyk handlowych ze strony konkurentów działających poza UE - powiedział Axel Eggert, dyrektor generalny Eurofer.
Obronne działania Unii Europejskiej dotyczą głównie Chin, których eksport na unijne rynki spadł w pierwszych 5 miesiącach tego roku o 34 proc. Specyfika tego typu ochrony powoduje jednak, że na miejsce zablokowanego importera szybko wchodzą nowi. Kiedy więc import z Chin malał, dostawy z Turcji wzrosły o 128 proc., a z Indii nawet o 260 proc.! (o ochronie rynku czytaj więcej na s. 168).
Cios w nos
W polityce Unii Europejskiej wobec branży stalowej widać jednak symptomy swoistej schizofrenii - podczas gdy jedną ręką gładzi się policzek, powstrzymując tani import, druga ręka uderza w nos. Prawdziwym ciosem w hutnictwo może się bowiem okazać modernizacja systemu handlu emisjami ETS. Zmiany mają doprowadzić do zmniejszenia ilości uprawnień na rynku i podwyższenia ich ceny. Zdaniem branży stalowej w wypadku hutnictwa będzie to prowadziło do znacznego niedoboru uprawnień, a w konsekwencji - mocno wpłynie na wzrost kosztów.
- Konieczne jest opracowanie systemu opartego na realistycznych założeniach, aby możliwe było zachowanie przez europejski przemysł stalowy konkurencyjności na globalnym rynku stali - szczególnie w czasach, gdy produkty importowane przy zastosowaniu nieuczciwych praktyk handlowych pochłaniają coraz większą część rynku, zmniejszając jednocześnie zdolności europejskich producentów w dziedzinie inwestycji w innowacje - mówi Axel Eggert.
Okazuje się, że idzie nie tylko w innowacje - w Polsce może to dotyczyć także inwestycji, które można nazwać odtworzeniowymi. Obawy o zwiększenie kosztów ETS powodują, że ArcelorMittal Poland wstrzymuje się z decyzją o zaplanowanej na przyszły rok modernizacji jednego z dwóch pieców w hucie w Dąbrowie Górniczej.
Zdaniem Sanjaya Samaddara, prezesa ArcelorMittal Poland, przyjęcie planowanych zmian będzie oznaczało wzrost kosztów wytwarzania o 30 euro na tonie. W tych warunkach produkcja stali w zakładzie stanie się nieopłacalna i nie będzie podstaw do zainwestowania kilkuset milionów dolarów w modernizację pieca.
Wygaszenie jednego z dwóch pieców w Dąbrowie Górniczej to nie tylko redukcja zatrudnienia w hucie. Wielki piec zużywa milion ton koksu rocznie, więc zamknięcie go doprowadzi także do wyłączenia dwóch baterii koksowniczych w Zdzieszowicach, a co za tym idzie - zmniejszenia zapotrzebowania zakładu na węgiel, usługi przewozowe czy inżynieryjne, energię elektryczną.
- Łańcuch dostaw hutnictwa jest bardzo długi, ponieważ aby wyprodukować tonę stali, potrzeba wielu surowców, narzędzi i usług. Same surowce i materiały to cztery tony na tonę stali. Ponadto kupujemy wiele innych rzeczy, np. drewniane przekładki konieczne podczas transportu szyn czy kształtowników - mówi Stefan Dzienniak, prezes Hutniczej Izby Przemysłowo-Handlowej.
Na razie ostatecznych postanowień w sprawie kształtu zmodernizowanego systemu ETS nie ma, więc koncern nie podejmuje decyzji. To jednak też nie może trwać w nieskończoność, bo cykl produkcyjny kończy się w przyszłym roku, a na przygotowanie modernizacji i zamówienie potrzebnych elementów trzeba około roku.
Zdaniem branży stalowej nie tylko unijni urzędnicy niepotrzebnie zwiększają koszty produkcji. Podobnie działa także krajowa administracja.
- Polska rozwija się obecnie najlepiej w Europie i branża budowlana znacząco odbiła w górę. Przykre jest, że ten rozwój gospodarczy nie prowadzi do pełnego wykorzystania polskiego potencjału produkcyjnego. W dużej mierze jest to związane z kosztami energii, które ze względu na koszty regulacyjne są dwukrotnie wyższe w stosunku do państw Europy Zachodniej - mówi Jerzy Kozicz, prezes CMC Poland, właściciela huty w Zawierciu.
Huta produkuje stal ze złomu w procesie elektrycznym i wydatki na energię są dla niej podstawą. Energochłonne huty i walcownie od lat starają się, aby koszty regulacyjne były takie same, jak w innych krajach Unii Europejskiej. Biorąc pod uwagę porównywalne ceny tzw. czarnej energii, czyli podstawowej wartości, przed doliczeniem podatków i parapodatków, u nas i w krajach naszych zachodnich sąsiadów wielkość dodatkowych obciążeń decyduje o kosztach, a więc konkurencyjności naszych zakładów.
- W tej kwestii niewiele się zmieniło. Wprowadzono tylko pewne rozwiązania w zakresie efektywności energetycznej i zarządzania stroną popytową, które w zasadzie były już wymogami Unii Europejskiej, niejako wymuszonymi przez powstanie rynku mocy. Pod względem kosztów to nie jest przełom, ale wprowadzi to zmianę sposobu myślenia PSE Operatora. Wierzę, że przełom w tej mierze nastąpi jeszcze w roku 2017 - mówi Jerzy Kozicz.
KOMENTARZE (0)
Do artykułu: Lepszy rok stali