Sprzedać udziały w joint venture i wybudować własną fabrykę w Chinach - to plan prezesa. W grę wchodzi nowa emisja.
- Nasze wspólne interesy są już bardzo mało realne - mówi Józef Siwiec, prezes polskiej firmy.
Strony miały włożyć do przedsięwzięcia w Mandżurii po 10 mln USD. Azjatycki partner miał zapewnić złoża magnezytów i fabrykę. Ropczyce - technologię i trochę gotówki. Niestety, Chińczycy zbyt późno zorientowali się, że wnosząc aport rzeczowy, muszą zapłacić 3 mln USD podatku. To przerosło ich możliwości. Projekt został zawieszony.
Ropczyce muszą więc zmienić plany inwestycji w Chinach.
- Najchętniej sprzedalibyśmy nasze udziały w joint venture. Nie zamierzamy jednak wycofywać się z Chin, gdzie już prowadzimy aktywną działalność handlową. Chcemy wybudować tam własną fabrykę od podstaw - zapowiada Józef Siwiec.
Koszt takiej inwestycji ocenia na 15-20 mln USD. Czy Ropczyce, które realizują obecnie skup własnych akcji za 30 mln zł, stać na to?
- Myślę, że tak. Buy-back realizujemy z kapitału obrotowego. Na fabrykę konieczne byłoby uzyskanie finansowania zewnętrznego. W grę wchodzi długoterminowe zadłużenie albo giełda - mówi prezes.
Jeśli nie uda się sprzedać udziałów w joint venture, Ropczyce spróbują odkupić część należącą do obecnego partnera i na jej bazie rozpocząć produkcję. Nie wiadomo jednak, kiedy można się spodziewać rozstrzygnięć w tej sprawie.
- Robimy wszystko, aby przeprowadzić to jak najszybciej, ale rozmawiamy przez prawników, co wydłuża proces - twierdzi szef Ropczyc.
Tymczasem Ropczycom sprzyja koniunktura w naszym regionie Europy. Po trzech kwartałach 2007 r. grupa poprawiła sprzedaż o 44 proc. - do 345 mln zł, a zysk operacyjny o 117 proc. - do 28,3 mln zł. Na poziomie netto wykazuje 2,9 mln zł straty z powodu rezerw na chińską inwestycję