Milion złotych z funduszu socjalnego Stoczni Szczecińskiej zamiast trafić do stoczniowców, posłużył do stworzenia potęgi Zachodniopomorskiej Spółdzielczej Kasy Oszczędnościowo-Kredytowej.
Sprawa sięga 1997 r. Z dokumentów, do których dotarła "Gazeta", wynika, że SKOK podpisał ze Stocznią Szczecińską "umowę przechowania" miliona złotych. Nie były to pieniądze stoczni. "Wymieniona kwota stanowi część środków z funduszu socjalnego" - wynika z dokumentu. Milion złotych należał więc do funduszu, który musi utworzyć pracodawca na rzecz pracowników. Związki zawodowe dzielą później pieniądze na pożyczki dla pracowników, wczasy "pod gruszą" itp. - wyjaśnia dziennik
Umowę ze strony stoczni podpisywał jej ówczesny prezes Krzysztof Piotrowski. - Nie pamiętam już, o co chodzi - powiedział szczecińskiej "GW" kilka dni temu.
Ze strony związkowców umowę zaakceptował Kazimierz Gąsior, przewodniczący SNZZ "Stoczniowiec". On sprawę pamięta doskonale. Do dziś jest bowiem przewodniczącym Rady Nadzorczej Zachodniopomorskiej SKOK. Gąsior nie widzi w tym nic niestosownego. Twierdzi, że stoczniowcy na tym nie stracili. Zamiast kierować wnioski o pożyczkę do zakładowego funduszu, składali wnioski w SKOK-u.
Stoczniowcy, którzy chcieli skorzystać z pieniędzy SKOK, musieli najpierw zostać członkami spółdzielni. - Spółdzielnia skorzystała na "przechowanym" u niej milionie podwójnie - mówi szczecińskiemu dodatkowi do "GW" były pracownik SKOK proszący o anonimowość. - Najpierw zyskała potężny zastrzyk kapitału, a zaraz potem kilka tysięcy nowych członków.
Ilona Kalinowska, prezes Zachodniopomorskiej SKOK przyznaje, że spółdzielnia szybko się rozwinęła. Z 600 członków na początku lat 90. ich lista urosła do 5,5 tys. członków w 2002 r.
Z "umowy przechowania" miliona złotych wynika, że za ten zastrzyk kapitału Zachodniopomorski SKOK płacił stoczni co kwartał 15 tys. zł. Te pieniądze nie wracały do funduszu socjalnego. W lipcu 2000 r. na mocy kolejnej umowy kasa zaczęła spłacać kapitał: w 20 ratach po 50 tys. zł. Nie spłaciła jednak wszystkiego. W chwili upadku stoczniowego holdingu (zbankrutował w lipcu 2002 r.) miała do zapłaty jeszcze 100 tys. zł. Dług pozostał - czytamy w "Gazecie Wyborczej".
KOMENTARZE (0)
Do artykułu: SKOK rozwinął się za pieniądze stoczniowców