Od złomu do statków. Taką drogę chce przejść właściciel największego dystrybutora stali w Polsce. Wiele wskazuje na to, że może mu się to udać.
Rzeczpospolita pyta: - Po co Przemysławowi Sztuczkowskiemu, odnoszącemu niekwestionowane sukcesy w branży stalowej, biznes, który w Polsce stał się synonimem wiecznych strat i nierentowności?
Sztuczkowski odpowiada: - Biznes stoczniowy wiąże się z tym, co robimy obecnie. Na budowie statków można zarabiać. Jeśli przejmę stocznię, na pewno nadal będą w nich produkowane statki.
Pierwsze kroki w biznesie stawiał na początku lat 90. Chociaż skończył pomaturalne studium obsługi ruchu turystycznego, nigdy nie obsługiwał zagranicznych wycieczek. Pierwsze większe pieniądze zarobił na drobnym handlu w trakcie wyjazdów za granicę (do Czechosłowacji czy NRD). Kiedy uzbierało się kilkaset dolarów, zainwestował w wynajęcie niedużego magazynu w rodzinnej miejscowości i zaczął handlować złomem. Decyzja była dobrze przemyślana - uzyskiwane wtedy marże sięgały czasem kilkuset procent. Po kilku latach działalności ma punkty skupu surowca w całej południowej Polsce.
Potem przyszedł czas na przejmowanie hut, jeszcze później konsekwentną, ale i bardzo szybką budowę sieci dystrybucji wyrobów hutniczych. Efekty realizacji wizji Sztuczkowskiego są imponujące, pisze Rzeczpospolita. Przychody grupy Złomrex w 2006 roku przekroczyły 1,9 mld zł, w ub.roku były o kilkadziesiąt procent wyższe. To nie koniec. Przemysław Sztuczkowski od dawna zapowiadał, że tylko dystrybucyjna część jego biznesu będzie miała roczne obroty na poziomie 2,5 mld zł. Niewielu w to wierzyło. - Prawdopodobnie osiągniemy ten cel już w 2008 r. - twierdzi bohater publikacji w Rz.