Jeśli zamkniecie nam dwie pochylnie do budowy statków, zbankrutujemy - ostrzega Komisję Europejską Stocznia Gdańsk. Związkowcy zapowiadają wiec w Brukseli. Po cichu los pochylni przesądził jednak zarząd SG. Będą likwidowane, bo produkcja na nich jest zbyt droga.
Związkowcy chcą w Brukseli wznosić hasła przeciwko "unijnym urzędnikom, którzy chcą zniszczyć polskie stocznie". Akcję wspiera zarząd gdańskiej "S". - Co niektórzy politycy w Brukseli nie znają problemów Stoczni Gdańsk i powinni je zobaczyć - mówi Mieczysław Chełminiak, wiceprzewodniczący gdańskiej "S".
Jak na to wszystko zareaguje Bruksela? Manifestacja stoczniowców może być skuteczna - napisała "GW". W styczniu 2006 r. kilka tysięcy dokerów z krajów UE (m.in. z Polski) protestowało przed Parlamentem Europejskim w Strasburgu. Manifestacja miała gwałtowny przebieg, rzucano petardami i kamieniami, ale w jej efekcie dokerzy zdołali przekonać eurodeputowanych, by odrzucili projekt dyrektywy w sprawie liberalizacji usług portowych, która dla części pracowników mogła skutkować utratą pracy.
- W Polsce rusza kampania wyborcza, a wiadomo, że Stocznia Gdańsk staje się wtedy dla polityków wymarzonym narzędziem walki o elektorat. Na szczęście dla nas urzędnicy z Komisji Europejskiej potrafią oddzielić politykę od faktów. Dlatego kompromis jest wbrew pozorom możliwy - opowiada informator "Gazety", zorientowany w negocjacjach Polski z Komisją Europejską. Jaki to kompromis? - Przecież sam zarząd Stoczni Gdańsk przyznaje, że planuje zlikwidować pochylnie. Kwestią do ustalenia jest wyłącznie harmonogram ich wyłączenia z produkcji - twierdzi informator.
Faktycznie zarząd SG przyjął ostatnio program inwestycyjny, który zakłada likwidację pochylni i zastąpienie ich nowoczesnym dokiem pływającym - napisała "Gazeta".
- To zmniejszy zajmowany przez stocznię obszar, zwiększy wydajność i znacznie obniży koszty produkcji statków - tłumaczy Andrzej Buczkowski, wiceprezes zarządu SG. Dodatkowo rozwiązane zostaną problemy związane z tym, że pochylnie nie należą do stoczni, a są jedynie dzierżawione.
Na realizację tych inwestycji potrzeba przynajmniej paruset milionów złotych. Te pieniądze mają pochodzić od prywatnego inwestora, który - jeśli wierzyć rządowym deklaracjom - za kwotę od 300 do 400 milionów złotych do końca 2007 r. przejmie kontrolę nad spółką.
KOMENTARZE (0)
Do artykułu: Stocznia Gdańsk sama chce ograniczać produkcję